Nina Boichenko

Od dziecka miałam predyspozycje artystyczne, których nigdy nie rozwijałam. Praca badawcza i pomocowa przy kryzysie humanitarnym na polsko-białoruskiej granicy sprawiła, że sięgnęłam po dodatkowe środki wyrazu – zaczęłam malować. Od tego czasu utożsamiam się nie tylko ze światem badawczym, ale również artystycznym. Przy pracy naukowej moja aktywność polega głównie na wchłanianiu i przetwarzaniu informacji ze świata zewnętrznego. Malowanie, natomiast, pozwala mi zmieniać kierunek tego przepływu, sublimować, uzewnętrzniać się. Tak w nauce, jak i w sztuce fascynują mnie interdyscyplinarność i holistyczność. Na rezydencji chciałabym się przyjrzeć sobie i postarać się zrozumieć, czy/i w jaki sposób mogłabym połączyć w swojej karierze te dwa światy. Drugim, lecz nie mniej ważnym kierunkiem pracy na rezydencji będzie praca z ciałem. Wskutek zaangażowania się w pracę przy kryzysie humanitarnym na granicy polsko-białoruskiej, a później – pełnowymiarowej wojny w Ukrainie – funkcjonuję w stanie przewlekłego stresu, który odbija się bezpośrednio na moim ciele. Korzystając ze wsparcia finansowego przeznaczonego na proces, chciałabym popracować z psychosomatyką – opłacić rehabilitacje i wsparcie psychologiczne.
Pochodzę z Kijowa, od dziesięciu lat mieszkam w Polsce. Ukończyłam kulturoznawstwo i psychologię na Narodowym Pedagogicznym Uniwersytecie im. M. P. Dragomanowa w Kijowie oraz zdobyłam tytuł magistra kulturoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Obecnie jestem doktorantką Interdyscyplinarnych studiów humanistycznych: pogranicza, mniejszości narodowe, migracje w perspektywie socjolingwistycznej na Polskiej Akademii Nauk. Przygotowuję rozprawę doktorską na temat doświadczenia uchodźctwa i procesów adaptacyjnych w narracjach ukraińskich przesiedleńców wewnętrznych (2014–2021). Jestem współtwórczynią międzyuczelnianego projektu Badacze i Badaczki na Granicy (BBnG), którego działania dotyczą kryzysu humanitarnego na polsko-białoruskiej granicy. Od 2019 roku regularnie współpracuję z Ośrodkiem Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego i od tego czasu pełnię w OBM funkcje koordynatorskie, badawcze oraz mentorskie. Moje zainteresowania badawcze i naukowe dotyczą m.in. sposobów komunikacji oraz konstruktów językowych wśród aktorów zaangażowanych (lub uwikłanych) w procesy migracyjne. Bliskie mi są działania edukatorskie oraz popularyzatorskie.
Crisis as motivation for change
Na rezydencję trafiłam po kryzysie psychicznym, który był skutkiem zaangażowania na polsko-białoruskiej granicy. Pracowałam tam z grupą Badaczki i Badacze na granicy. Po eskalacji wojny w Ukrainie zrozumiałam, że się wypalam. Działanie w tamtym miejscu było dla mnie emocjonalnie i psychicznie trudne, ta sytuacja rozłożyła mnie na łopatki i pokazała, że niemal cała moja aktywność naukowa dotyczy tematu przemocy. Zastanawiałam się nad źródłem moich zawodowych wyborów. Nigdy wcześniej o tym nie myślałam, teraz jednak zdałam sobie sprawę, że muszę przyjrzeć się swojej historii i zdecydować, jak pracować, by móc zdrowo funkcjonować i się rozwijać. Było to dla mnie ważne odkrycie – dzięki niemu zmieniłam niektóre projekty.
A look back
Moja rezydencja w głównej mierze polegała na inwentaryzacji. W tym czasie miałam szansę zastanowić się nad tym, jaką pracę lubię, i zinwentaryzować wszystkie projekty, w których brałam udział. Przeszukałam maile i je posegregowałam. Z uwagi na prekarny charakter mojej pracy często przeskakuję z jednego przedsięwzięcia do drugiego, przez co łatwo stracić poczucie czasu i nie mieć pojęcia, czym się zajmowało rok czy nawet pół roku temu.
Nigdy nie patrzyłam na to, co robię, pod kątem tego, czy to lubię – a to właśnie stało się kluczem, według którego przeprowadziłam tę inwentaryzację. Korzystałam w tym procesie z analogowych narzędzi. Mam w domu ścianę, gdzie naklejam różne rzeczy i odkrycia – dostrzegam wtedy połączenia, które wcześniej nie były dla mnie oczywiste. Dzięki tej metodzie mogłam zauważyć, co mi lepiej szło w konkretnych projektach. Właśnie to stało się dla mnie hasłem tej rezydencji – to była forma przeglądu, zebranie w jednym miejscu danych, na które mogłam spojrzeć po zrobieniu trzech kroków w tył.
A time before the breakthrough
Mam wrażenie, że jestem przed przełomem, i ta przerwa od bieżącej pracy była mi bardzo potrzebna. Zauważam, że kryzys jest sytuacją, w której poprzednie narzędzia, które wykorzystywałam, stały się bezużyteczne. Rezydencja pozwoliła mi także zobaczyć, które narzędzia działają. Teraz będzie czas na zastosowanie tych wniosków w praktyce.
Czasami inspirujące było po prostu obserwowanie, jak ktoś inny przeprowadza jakiś etap swojej pracy, i przekonanie się, że mnie też to może pasować. Mogliśmy się od siebie uczyć i się nawzajem inspirować. Wydaje mi się, że ta rezydencja zebrała w jednym miejscu bardzo ambitnych, ale zagubionych ludzi – ważne było, by dać sobie to pół roku na to, żeby się trochę odnaleźć albo chociaż oswoić się w zagubieniu i zrozumieć, że to jest tak naprawdę normalne.
An institution as the foundation of change
Ważna była dla mnie możliwość zdjęcia z siebie presji. Dużo dało mi także to, co inne osoby z rezydencji mówiły o autokanibalizmie, o umniejszaniu sobie za to, że nie wywiązujesz się z zobowiązań albo nie wierzysz w poprawność wykonania zadania. To zdarza się szczególnie wtedy, kiedy jest się prekariuszką i nie ma się w pracy wzorca, który by pokazywał, że właściwie realizuje się swoje zadania, na przykład: siedziałaś w biurze przez osiem godzin, więc jesteś dobrą pracowniczką. Przez to, że nie ma takiej skali, trzeba korzystać z innych metod. To świetnie, że jest instytucja, która zdejmuje z ciebie tę presję i pokazuje, że możesz to robić bez wyrzutów sumienia. Z rezydencji WOK wyniosę właśnie to doświadczenie i będę z niego korzystać w przyszłości. Oby inne instytucje też zaczęły działać w taki sposób.
Mam nadzieję, że to jest właśnie tego typu zmiana: zrozumienie, że instytucja nie musi być przemocowa, że może funkcjonować na zupełnie innych zasadach i efekty takiej współpracy mogą się okazać nawet lepsze. I że wspólne działanie może przynosić dużo frajdy i radości. Z WOK zawsze wychodziłam z uśmiechem – z innych placówek niekoniecznie wychodzę w takim humorze.