Ku scenie tańca w pawilonie nad Wisłą. Z Joanną Leśnierowską rozmawia Julia Hoczyk

Julia Hoczyk: Warszawa, ale i cała kulturalna Polska, stoi przed ważnym momentem uruchomienia pilotażowego programu centrum tańca w 2025 roku, który docelowo ma doprowadzić do powołania w 2026 roku całkiem nowej instytucji. Środowisko tańca zabiega o to od 90 lat, pierwsze postulaty pojawiły się bowiem już w 1933*. Wiele osób ma poczucie, że nie chodzi tu tylko i wyłącznie o kontekst lokalny. Czy zgodzisz się z tym stwierdzeniem, a jeśli tak, to dlaczego twoim zdaniem stolica środkowoeuropejskiego kraju należącego od niemal 20 lat do Unii Europejskiej zdecydowanie zasłużyła na takie miejsce?

Joanna Leśnierowska: Mam trochę problem ze słowem „zasłużyła”, bo to oznacza, że najpierw trzeba się czymś wykazać, żeby otrzymać nagrodę, czyli w tym przypadku doczekać się pierwszego w Warszawie miejsca poświęconego sztuce tańca. I choć de facto formalnie trochę tak to będzie wyglądać, bo, jak wiemy, najpierw czeka nas rok pilotażowy w pawilonie nad Wisłą, a dopiero potem ustanowienie nowej miejskiej instytucji. Wszyscy chcemy jednak wierzyć, że ona powstanie, bo jej potrzeba jest niezaprzeczalna i już wielokrotnie potwierdzona nieustępliwością i artystycznymi osiągnięciami środowiska…

Chyba adekwatniej byłoby rozpatrywać ten fenomen w kategoriach zagadki: jak to możliwe, że stolica czterdziestomilionowego, środkowoeuropejskiego kraju nie ma jeszcze miejsca poświęconego jednej z najbardziej dynamicznie rozwijających się sztuk scenicznych? Sztuce, która na całym świecie przyciąga coraz szerszą publiczność i niezwykle skutecznie opowiada o rzeczywistości, jaka nas otacza. To dziedzina, która łączy w sobie elementy teatru, muzyki czy sztuk wizualnych, a więc odzwierciedla złożoność naszego wielozmysłowego, wielokanałowego doświadczania świata. Żyjemy w rzeczywistości, w której jesteśmy codziennie atakowani ogromną ilością bodźców. Taniec, praktykowany i oglądany, przywraca nam świadomość własnego ciała, co w naszych cyfrowych czasach, naznaczonych pandemią i rozpadem międzyludzkich relacji, jest niezwykle ważne.

Gorąco wierzę, że choreografia ma siłę zmieniania świata lub przynajmniej dostarcza nam narzędzi, byśmy sami ten świat i nasze w nim bycie mogli zmieniać. Uaktywnia postrzeganie rzeczywistości poprzez doświadczenie ciała i ruchu, podsuwa scenariusze bycia razem, a przede wszystkim przywraca nam poczucie własnego ciała; pozwala odbudować relację z nim, bezpiecznie i wygodnie się w nim poczuć. Uczy też, jak się w nie wsłuchiwać, by nie ulegać zewnętrznym manipulacjom. Stawką jest umiejętność stawiania oporu chaosowi, który nas na co dzień atakuje – zalewowi impulsów, agresywnych medialnych obrazów, wszelakich ideologii, które próbują nasze ciała zawłaszczać, które roszczą sobie do nich prawa. Te i wiele innych agend taniec i choreografia na co dzień rozpracowują w swoich procesach twórczych, a namysłem i jego efektami dzielą się z publicznością zarówno ze sceny, jak i w studiach tanecznych. To czyni z choreografii strategicznie jedną z najważniejszych sztuk w kontekście kondycji i rozwoju współczesnych społeczeństw. Z tego punktu widzenia rzeczywiście zaskakujące jest, że wciąż nie ma jednego, znanego wszystkim miejsca dla tańca w Warszawie.

„Gorąco wierzę, że choreografia ma siłę zmieniania świata lub przynajmniej dostarcza nam narzędzi, byśmy sami ten świat i nasze w nim bycie mogli zmieniać”.

Za każdym razem, gdy opowiadam o tym kolegom czy współpracowniczkom z zagranicy, nie mogą w to uwierzyć. A skoro taniec przez lata nie miał swojego adresu w Warszawie, to i publiczność nie do końca wiedziała, gdzie ma się udać, żeby z nim regularnie obcować. Wydaje mi się, że naprawdę już najwyższy czas, zwłaszcza po kryzysie pandemicznym, żeby odbudować w nas wiarę w to, że nasze ciała nie są dla siebie nawzajem zagrożeniem i mają moc zmieniania świata. Jedno miejsce w Warszawie, dom tańca, w którym wszyscy – i artyści i po prostu warszawiacy – poczujemy się bezpiecznie, gdzie będziemy mogli wspólnie potańczyć i poeksperymentować, żeby wespół w zespół wykuwać naszą wspólną świadomość i wrażliwość. To jest niezwykle istotne i ma po prostu znaczenie dla naszej wspólnej przyszłości.

A także dla przyszłości niezwykle ciekawego, różnorodnego i bogatego środowiska tańca w Warszawie, które do tej pory błąkało się po różnych miejscach, czasem bardziej, czasem mniej widocznych. Niektórym spośród choreografów udało się postawić nogę między próg i drzwi większych instytucji i teatrów. Inni na stałe pracują w małych domach kultury, gdzie robią wspaniałą pracę, nie tylko tworząc spektakle, ale także pracując z rzeszami dzieci i młodzieży i z tymi dorosłymi, którzy chcą się tańca uczyć. Wydaje mi się, że niezwykle ważne jest, żeby także dla nich – dla artystów – stworzyć miejsce, w którym poczują się jak w domu, poczują się widziani i potrzebni, i będą chcieli oddawać z nawiązką całemu miastu – mieszkańcom Warszawy to, co wiedzą i co potrafią. Będą też po raz pierwszy w stanie regularnie zapraszać tu swoich kolegów – artystów z kraju i z całego świata – po to, żeby warszawska publiczność mogła często, a nie tylko sporadycznie, obcować z ekscytującymi zjawiskami tanecznymi rozwijającymi się w obszarze współczesnej choreografii.

Zamiast więc skupiać się na tym, dlaczego takiego miejsca długo nie było, powinniśmy się twoim zdaniem skupić bardziej na potencjale i wydobyć to, co taniec i choreografia mogą nam dzisiaj powiedzieć; w jaki sposób mogą odpowiadać na potrzeby współczesnego świata. To, co właśnie powiedziałaś wydaje mi się kluczowe i bardzo otwierające dla myślenia o tym miejscu. Ideałem byłby pewnie budynek, który powstawałby od podstaw. To byłoby spełnienie marzeń całego środowiska tańca i choreografii. Jednak, jak wiemy, taka sytuacja nie wydarzy w najbliższych latach i w pewnym sensie musimy się pogodzić z tym, co zastane.

A jest nim pawilon nad Wisłą. Obecnie, do wiosny 2024 roku, użytkowany przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej, które zresztą – co warto przypomnieć – od czasu do czasu realizowało w nim zarówno edukacyjne projekty taneczne, jak i performatywno-choreograficzne wydarzenia towarzyszące wystawom, czyli głównemu programowi Muzeum. To wszystko odbywało się w pawilonie, który został stworzony na potrzeby sztuk wizualnych przez austriackiego architekta Adolfa Krischanitza i został tu w formie 1:1 przeniesiony z Berlina.

Pawilon ten ma zostać teraz przeprojektowany dla potrzeb tańca i choreografii przez architekta Macieja Siudę we współpracy z innymi specjalistami. Nie tylko dla środowiska tańca w Warszawie, ale też dla osób i twórców spoza Warszawy, którzy będą się w nim pojawić. Spełnienie takich szerokich potrzeb i oczekiwań jest niezwykle trudne w momencie, kiedy tworzy się projekt dopasowany, a nie zbudowany od podstaw. Jakie są według ciebie największe wyzwania, aby z jednej strony poszukać spełnienia tej ogromnej wizji, a z drugiej strony pogodzić się z tym, że nie wszystko będzie mogło zostać w tym miejscu zrealizowane?

Znów chciałabym zwrócić uwagę na to, że mówienie o „pogodzeniu się z czymś” implikuje jakiś rodzaj kapitulacji – smutku i rezygnacji. Tymczasem ja wolę myśleć o obecnej sytuacji w kategorii wyzwania inspirującego do działania. Według mnie środowisko Warszawy znajduje się w historycznym momencie realnej szansy na zmianę – po naprawdę wielu latach starań i marzeń nareszcie na horyzoncie widać konkretną przestrzeń dla tańca w Warszawie! Ważne jest jednak myślenie o pawilonie przede wszystkim jako o pierwszym kroku w stronę wymarzonej instytucji. Planując rozpoczęcie działań, trzeba dyskutować jednocześnie o tym, jakie formy może przyjąć długofalowa strategia wspierania choreografii w stolicy. Największą pułapką w tym kontekście byłoby myślenie o pawilonie jako o ostatecznym, docelowym miejscu, w którym warszawska scena tańca będzie musiała (czy chciała) funkcjonować do końca swoich dni. Mam nadzieję, że instytucja, która zostanie powołana w 2026 roku, będzie cieszyła zarówno artystów, jak i warszawiaków przez wiele lat i znajdzie docelowo idealne lokum dla swoich wielu potrzeb i działań…

Chciałabym też zwrócić uwagę, że w większości miast w Europie (a często także poza nią) taniec funkcjonuje w przestrzeniach adaptowanych – najczęściej z miejsc pofabrycznych (np. kopalni, browarów, czy starych zajezdni tramwajowych). Sama przez siedemnaście lat prowadziłam w ramach poznańskiej Art Stations Foundation by Grażyna Kulczyk centrum rozwoju choreografii w odrestaurowanym XIX-wiecznym budynku browaru Huggerów (znanym jako Stary Browar). Nasze miejsce pracy, Studio Słodownia +3, było salą, która z początku w żaden sposób nie spełniała norm użyteczności dla sztuk performatywnych (była przede wszystkim bardzo niska, miała spadzisty dach, i zero koniecznych instalacji). W takich z pozoru niemożliwych miejscach, dzięki uważnemu namysłowi, współpracy wielu osób i zaangażowanych specjalistów, można naprawdę wiele zrobić.

Wydaje mi się, że nadwiślański pawilon to niezwykle ciekawe miejsce i jako biały kubik jest na swój sposób także miejscem wielu możliwości. Ma nie tylko świetną lokalizację, ale przede wszystkim jest dużą, otwartą przestrzenią, którą mamy szansę wspólnie modelować. Mnie osobiście cieszy, że przed nami miejsce to gościło sztuki wizualne, także nierzadko performans, bo gorąco wierzę, że to kontekst, który sprzyja rozwojowi współczesnej choreografii. Rozwój XX-wiecznej choreografii pokazuje, jak wiele punktów stycznych i wzajemnych inspiracji łączy taniec, współczesną choreografię, performance i sztuki wizualne. Za sprawą zwrotu performatywnego od blisko dwóch dekad choreografia tłumnie gości w muzeach i galeriach sztuki. Jednak bardzo istotne jest, by nie zostać zredukowanym do kategorii „współpraca i imprezy towarzyszące”, by choreografia zaznaczyła wreszcie wyraźnie swoją autonomię. Dlatego ustanowienie miejsca dla tańca wydaje się kluczowe.

Wyzwaniem będzie oczywiście dostosowanie tego budynku do potrzeb sztuki tańca. Takie miejsce musi przede wszystkim spełniać warunki niezbędne do intensywnej pracy z ciałem. Mam tu na myśli oczywiście praktyczne zagadnienia jak możliwość regulacji temperatury czy dobry system wentylacji, ale też chociażby prozaiczną kwestię liczby garderób, pomieszczeń, w których mogą się przebierać zarówno artyści, jak i osoby uczestniczące w warsztatach. Niezwykle ważna jest kwestia podłoża, na którym tańczymy, co ma ogromne znaczenie dla naszych ciał, dla naszych kręgosłupów, kolan i innych stawów. Zadbanie o odpowiednią podłogę (teraz jest tam absolutnie kontuzjogenna betonowa wylewka) będzie więc kluczowe. Jeśli obok szerokiej działalności edukacyjnej pawilon ma służyć także jako miejsce do prezentacji spektakli, to oczywiście musi być przestrzenią wielofunkcyjną. Taneczne spektakle mają swoje specyficzne wymagania. Co ciekawe, te z nich, które nie posługują się rozbudowaną scenografią, najczęściej przykładają szczególną wagę do oświetlenia. Jego zadaniem bywa oświetlanie ciała w ruchu w pustej przestrzeni, a czasem także samej przestrzeni. Wtedy światło nierzadko staje się kolejnym tancerzem w spektaklu. Przestrzeń pawilonu była dotąd przeznaczona na wystawy, a więc brakuje w niej technicznej infrastruktury typowej dla działań performatywnych. To jest główne zadanie (i wyzwanie) dla architekta.

„Za sprawą zwrotu performatywnego od blisko dwóch dekad choreografia tłumnie gości w muzeach i galeriach sztuki. Jednak bardzo istotne jest, by nie zostać zredukowanym do kategorii »współpraca i imprezy towarzyszące«, by choreografia zaznaczyła wreszcie wyraźnie swoją autonomię”.

Nie da się dobrze dostosować pawilonu nad Wisłą na potrzeby tańca bez uważnego wsłuchania się w realne potrzeby środowiska, co zresztą już się wydarza, bo Maciej Siuda uczestniczy w spotkaniach organizowanych wokół powstania nowej instytucji. Towarzyszy naszym terenowym ekspedycjom zarówno do pawilonu, jak i choćby do Nowego Teatru, który jest dla nas jednym z modeli adaptacyjnych do rozważenia (jego budynek pełnił przecież wcześniej zupełnie inne funkcje). Bardzo doceniam zaangażowanie Maćka w proces dyskutowania i klarowania zadań pawilonu. Wiadomo, że zbudowanie budynku od zera a proces adaptowania już istniejącego to są dwie zupełnie różne rzeczy. Jednak kto jak nie środowisko choreograficzne wie, jak adaptować się do nie zawsze idealnych warunków. Artyści tańca, z całą swoją elastycznością i gotowością do anektowania wielorakich przestrzeni, wydają się być idealnym środowiskiem, by twórczo przetransformować pawilon.

Mam też nadzieję, że będzie to nie tylko przestrzeń ruchu, ale też przestrzeń w ruchu. Kiedy odwiedzałam MSN i jego wystawy, nie dotarło do mnie tak jasno, jak teraz, że pod tym budynkiem przebiega trasa samochodowa, a więc właściwie non stop odbywa się tam komunikacyjny przepływ… i w tym sensie można powiedzieć, że jest to budynek ufundowany na ruchu. To mnie niezwykle zainspirowało, bo wydaje mi się, że podążając tym tropem, pawilon ma szansę stać się miejscem wdrażającym najnowsze sposoby myślenia o przestrzeniach otwartych, o przestrzeniach elastycznych, których funkcja nie jest jednoznacznie określona, i w których potencjał multiplikuje się wraz z wyobraźnią zarówno architektów, jak i artystów, którzy będą tę przestrzeń użytkować.

Powiedziałaś o tym, że właściwie większość przestrzeni dla tańca i choreografii poza Polską tak naprawdę powstawała w miejscach, które były adaptowane, a nie w budynkach tworzonych od nowa. Czy masz takie miejsce, które dla naszego, warszawskiego kontekstu byłoby dla ciebie najciekawsze albo najbardziej inspirujące?

Trudno znaleźć dokładnie taki sam przykład. Przede wszystkim większość centrów tańca w Europie i na świecie powstaje w przestrzeniach, które są wielokrotnie większe niż to, czym będziemy dysponować. Myślę na przykład o centrum choreograficznym PACT Zollverein w Essen, które powstało w byłej kopalni i dysponuje bodajże dwoma czy trzema scenami, miejscami do prób i wieloma pomieszczeniami, które mogą spełniać wszystkie pożądane funkcje. Albo Tanzhaus NRW w Düsseldorfie, który powstał w starej zajezdni tramwajowej i dzisiaj dysponuje dwiema scenami oraz sześcioma studiami do tańca, w tym takimi, które mogą być również adaptowane na małe performansy czy spektakle z niestandardowo zorganizowaną widownią. Są też takie miejsca jak choćby Mercat des les Flors w Barcelonie – centrum tańca mieszczące się w zabytkowym budynku byłego targu kwiatowego. Tam mieszczą się biura i sceny, ale próby i rezydencje prowadzone są już w innej dzielnicy – w budynku dawnych zakładów produkujących żarówki.

Wydaje mi się, że dla najbliższych planów Warszawy najciekawszym może być przykład (nomen omen) Pawilonu ADC w Genewie. To scena otwarta w 2021 roku, której tamtejsze środowisko i publiczność doczekało się także po wielu latach starań stowarzyszenia dla tańca współczesnego – l’Association pour la Danse Contemporaine (ADC). Różnicą jest, że miasto Genewa ostatecznie rozpisało architektoniczny konkurs i zbudowało tę przestrzeń od zera. Jest to niezwykle piękny przykład architektury stworzonej z inspiracji choreografią, pomyślany tak, by mógł się dosłownie przemieszczać (ustalono, że w pierwszej lokalizacji – w centrum miasta zostanie przez 8 lat). Nikt nie wyobraża już sobie Genewy bez tego miejsca. Pawilon posiada tylko jedną dużą, otwartą przestrzeń oraz pomieszczenia biurowe, a także dostępne dla wszystkich archiwa genewskiej sceny tańca. Ale jego pozostałe działania (rezydencyjne, twórcze i edukacyjne) odbywają się w innych przestrzeniach – w studiach, które są przez tę organizację użytkowane na zasadach współpracy i przy wsparciu miasta Genewa. To mógłby być model, który najbardziej odpowiada sytuacji, z jaką zmagamy się teraz w Warszawie.

Moglibyśmy pomyśleć o pawilonie nad Wisłą jako o miejscu, w którym się tańczy i w którym się taniec ogląda (na tyle, na ile ta jedna przestrzeń na to pozwala), a wszystkie inne działania – niemieszczące się już ani lokalowo, ani czasowo – w tym jednym miejscu, są realizowane we współpracy z przestrzeniami, które już wcześniej interesowały się sztuką tańca i prezentowały ją (choć nieregularnie) w Warszawie, i które dysponują infrastrukturą odpowiednią do studyjnej pracy. Łatwo sobie przecież wyobrazić premiery odbywające się w pawilonie, a próby do spektakli prowadzone w innych, współpracujących z nim miejscach. Takie rozwiązanie w bardzo ciekawy sposób wprowadza całą Warszawę w ruch i powoduje, że wiele podmiotów ma szansę zjednoczyć się wokół idei, by miasto Warszawa mogło tańcem żyć i „ładować baterie” w wielu różnych jego częściach.

Sporo już powiedziałaś o metaforze domu. Dom tańca stał się pewnym modelem funkcjonowania tej sztuki. Jak jednak sprawić, żeby ludzie chcieli do takiego miejsca przychodzić, żeby poczuli się w nim dobrze? Pomyślałam sobie, że z jednej strony mógłby funkcjonować w ten sposób naturalnie, w tym sensie, że możemy się na chwilę zatrzymać i dołączyć do odbywającego się akurat wydarzenia, ale może będziemy chcieli wejść, aby przez chwilę po prostu odpocząć. Zatem mamy pawilon – z przestrzeniami przed nim, na zewnątrz i z tym, co ze sobą niosą oraz z przestrzenią schowaną w środku – który obie te potrzeby może spełniać.

Pawilon w Genewie, jak i inne domy tańca, łączy często jeszcze jedna charakterystyczna cecha: świadoma aranżacja przestrzeni i wystroju, która sprawia, że chce się w nich przebywać! Wydaje mi się, że to również będzie jedno z wyzwań – jak sprawić, by pawilon nad Wisłą stał się miejscem, w którym wszyscy chcemy spędzać czas. Przestrzeń, w której nasze ciała czują się dobrze i bezpiecznie, a dzięki temu usatysfakcjonowane są również nasze emocje i zmysły. Byłoby idealnie, gdyby publiczność mogła zobaczyć spektakl w pawilonie, kiedy będzie spędzać czas nad Wisłą. A w sezonie letnio-wiosennym i wczesno-jesiennym będzie to na pewno także doskonała okazja do wyjścia z budynku i promowania tańca także wśród publiczności, która być może jeszcze nie jest nim zainteresowana. Nie ma lepszej sztuki do ożywiania publicznych przestrzeni. Wszystkie działania outdoorowe, jakimi choreografia od zawsze karmi także tkanki miejskie, są idealną formą promowania centrum tańca, wzbudzania zainteresowania wśród publiczności. To wspaniały sposób przyciągania uwagi tych, którzy jeszcze nie wiedzą, że taniec jest fantastyczną formą zarówno obcowania ze sztuką, jak i spędzania czasu.

Poniekąd odpowiedziałaś na moje pytanie, kiedy zastanawiałam się nad kontekstem, w jakim pawilon będzie funkcjonował, czyli na bardzo tłocznych, ożywionych 24 godziny na dobę bulwarach wiślanych. Z Centrum Nauki Kopernik, do którego przechodzą całe rodziny i przyjeżdżają ludzie z całej Polski oraz oczywiście z Wisłą, która jest właściwie osobną dzielnicą, gdzie w sezonie odbywa się mnóstwo wydarzeń. Pawilon jest tuż obok i jest niejako zanurzony w tym nurcie. Dalej z elektrownią Powiśle, która jest zrewitalizowanym miejscem przywróconym Warszawie podobnie jak bulwary. Z jednej strony jest tego tyle, że tworzy się pewna konkurencja. Jest to otoczenie i środowisko, w którym funkcjonujemy, które będzie oddziaływać na pilotaż i późniejszą nową instytucją. Należałoby się więc zastanowić, jak to wykorzystać. Wspomniałaś plenery, działania outdoorowe, więc wydaje mi się, że bardziej niż traktować to tylko jako wyzwanie, trzeba odwrócić ten wektor i pomyśleć o tym, jak skorzystać z tego miejsca i z tego, co znajduje się naokoło, z szeroko rozumianego kontekstu lokalnego.

Choreografia w Polsce od lat, nie tylko w Warszawie, cierpi na niedobory środków i przestrzeni czy koniecznej infrastruktury, a mimo to nieprzerwanie się rozwija. Taki sposób myślenia i działania wpisany jest w jej DNA. Artyści nieprzerwanie wchodzą w interakcje z różnymi przestrzeniami i organizacjami sprawiając, że taniec jest w naszym kraju stale obecny i wciąż się rozwija. Koszty energetyczne takich praktyk są jednak ogromne. O ileż lepiej tę twórczą energię skumulować w specjalnie przeznaczonym do tego miejscu! Ale zdecydowanie nie możemy myśleć o nim w oderwaniu od wszystkiego, co się wokół pawilonu już dzieje. Wydaje mi się, że rozsądniej i ciekawiej jest zapytać, co możemy dołożyć do tej oferty, którą bulwary wiślane już mają? Co będzie wyróżniało nas jako środowisko choreograficzne i jak zapełnimy tę znaczącą lukę w kulturalnym krajobrazie Warszawy?

„Choreografia w Polsce od lat, nie tylko w Warszawie, cierpi na niedobory środków i przestrzeni czy koniecznej infrastruktury, a mimo to nieprzerwanie się rozwija. Taki sposób myślenia i działania wpisany jest w jej DNA”.

Choć przywołana przez Ciebie wcześniej formuła domu tańca ma dość precyzyjne ramy, nie jest to jedyny model funkcjonowania tej dziedziny sztuki. Opowiedziałabyś o tym na przykładzie swojego doświadczenia z siecią EDN? Wydaje mi się to inspirujące (nie tylko) w warszawskim kontekście.

W 2008 roku jako jedyna kuratorka z Europy Środkowo-Wschodniej miałam przyjemność i przywilej uczestniczyć w pracach, które doprowadziły do ustanowienia Europejskiej Sieci Domów Tańca (EDN – European Dancehouse Network). To dziś jedna z największych sieci w Europie, dotowana przez Unię Europejską i zrzeszająca bardzo wiele organizacji tanecznych w Europie (dziś też w coraz większym stopni z naszej części kontynentu). Często przestrzenie czy działania dostępne na Bałkanach, w Czechach, a nawet we Włoszech czy w Portugalii zupełnie nie przystają skalą do możliwości, jakie mają chociażby Holendrzy, Niemcy, czy Hiszpanie. Jednym z podstawowych założeń sieci zawsze było lobbowanie na rzecz formuły domu tańca wszędzie tam, gdzie takich miejsc jeszcze nie ma i włączanie w nasze działania tych organizacji, które z wielu różnych powodów nie są w stanie w pełni rozwinąć potencjału tej koncepcji. W tym roku, po blisko piętnastu latach od powstania sieci zmieniła ona swoją nazwę i jest teraz Europejską Siecią Rozwoju Tańca – European Dance Developement Network (w skrócie to dalej EDN). To niezwykle znacząca zmiana, w pewnym sensie uznająca, że dom tańca jako model nie jest już jedyną promowaną formułą. Punkt ciężkości przesunął się z formalnej organizacji w stronę misji instytucji, którą jest przede wszystkim dbanie o rozwój sztuki tanecznej, wliczając w to także działania na rzecz rozwoju publiczności dla tańca.

A zatem już nie tyle metafora domu staje się dominująca, co raczej wizja powiązanych siecią współpracy miejsc i organizacji (całego miasta?) jako rodzaj – by użyć bliskiej ciału metafory – organizmu, w którym zazwyczaj budynek mieszczący scenę stanowi zarówno serce, jak i mózg – merytoryczne centrum operacyjne przedsięwzięcia. Zatem, podekscytowana, z przymrużeniem oka jeszcze raz powiem: nie ma co dziś rozpaczać, że pawilon jest dla nas za mały, bo naszą sceną i domem może stać się całe miasto Warszawa. To bardzo ekscytujące i jestem wdzięczna za możliwość wspólnego myślenia o tym projekcie! Cieszę się, że doświadczenia wielu lat pracy w Poznaniu i moich międzynarodowych działań mogą dziś wesprzeć myślenie o nowej instytucji, i że Warszawa tak wspaniale przyjęła mnie jako adoptowanego członka swojego środowiska i mogę uczestniczyć w tym procesie.

My również bardzo ci dziękujemy, ponieważ twoja obecność przyczyniła się do tego, że chcemy razem wykuwać wspólnie tę wizję, która niekoniecznie musi trzymać się modelu domu tańca, o czym wspaniale opowiedziałaś. Mam wrażenie, że to byłoby dość obciążające, a wcale nie musi takie być i bardzo ci dziękuję za pokazanie innej drogi. Na koniec chciałabym poruszyć wątek, o którym mówiłaś – że sceną dla tańca może być całe miasto. W jaki zatem sposób instytucje kultury mogą sieciować się ze sobą i wspierać się wzajemnie? Powiedziałaś o centrum w Genewie, które współpracuje i udostępnia przestrzenie na zasadzie bardzo otwartej współpracy. Chciałam cię zapytać, jak możemy myśleć o nowej miejskiej instytucji w Warszawie skupionej na tańcu, która jest instytucją sieciującą, i która może pokazać, że nie będzie zagrażać innym, ale że chce(my) ten pejzaż miejski tworzyć razem i działać wspólnie?

Wydaje mi się bardzo ważne, jak o tym miejscu myślimy i jak to będziemy komunikować. Myślę, że ważne będzie pokazanie, że nie będzie to miejsce zamknięte i dostępne tylko dla wybranej grupy, ale takie, które nikomu nie zagraża, przeciwnie – prosi o wsparcie i od początku projektuje współpracę, bo współpraca i przesunięcie w stronę horyzontalnych sposobów współdziałania są również wpisane w choreograficzne DNA. Bardzo wiele mówimy o kolektywności, o współpracy bez przemocy, o wsłuchiwaniu się we własne potrzeby i dbaniu o siebie nawzajem. Wydaje mi się, że będzie to dla nas wyzwanie, ale też jest to wspaniała okazja do tego, żeby zacząć praktykować to, co sami głosimy i sprawdzić się w działaniu.

Ważne jest, by nie zapominać, że wszyscy razem – zarówno środowisko, jak i Urząd Miasta, czy inne miejskie instytucje, które być może dołączą do nas i będą z nami współpracować – że wszyscy się uczymy, bo robimy to pierwszy raz w historii. Modelujemy – prototypujemy – przyszłą instytucję i to jest wyzwanie, ale i ogromny przywilej oraz szansa, że wymyślimy ją jak najlepiej, wspierając się nawzajem. Będziemy wspierać zarówno te osoby, które wygrają konkurs na pilotażowy program, jak i te, które jako pierwsze tę nową miejską instytucję poprowadzą. To będą skomplikowane działania, ale to są też wyzwania, z którymi borykają się wszystkie instytucje miejskie, wojewódzkie czy narodowe. Wynika to z zupełnie innego systemu funkcjonowania organizacyjnego i prawnego niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni (należąc w większości do NGO-sów i opierając swoje działania na systemie grantowym). Przed nami bardzo intensywny okres nauki i choćby dlatego jako środowisko z pewnością będziemy potrzebować wsparcia innych instytucji i bardziej doświadczonych kolegów i koleżanek. A także kredytu zaufania, bo będziemy się uczyć szybko, ale i nie raz się zapewne potkniemy – co notabene również jest dla nas materiałem choreograficznym. Ważne by móc wierzyć, że po potknięciu, możemy wylądować w siatce bezpieczeństwa rozpostartej przez naszych partnerów. Zwłaszcza myślę tu o Muzeum Sztuki Nowoczesnej, które, mimo wyzwań, jakie stoją przed nim w związku z otwarciem nowej siedziby, zgodziło się przez pilotażowy rok towarzyszyć nam w tej ekscytującej, lecz trudnej podróży. Ogromnie to doceniam, wiedząc, że na pewno pomoże to środowisku tanecznemu rozwinąć skrzydła i zyskać cenny czas na naukę, a w efekcie lepiej zrozumieć, jakie wyzwania stoją przed instytucją, którą od 2026 roku będziemy samodzielnie prowadzić. Nie mogę się już doczekać wspólnych tańców na otwarciu warszawskiej sceny tańca w pawilonie nad Wisłą!