Negocjując autonomię. Rozmowa z Léo Chavazem o genewskim Pawilonie ADC
Joanna Leśnierowska: Pawilon ADC w Genewie został otwarty w 2021 roku, ale jego historia sięga dość daleko w przeszłość…
Léo Chavaz: Association pour la Danse Contemporaine (ADC), czyli Stowarzyszenie dla Tańca Współczesnego, powstało w 1986 roku. To był całkowicie oddolny projekt zainicjowany przez grupę ludzi, której przewodziła argentyńska choreografka Noemi Lapzeson tańcząca w zespole genewskiego Ballet du Grand Théâtre oraz kilkoro aktywistów i entuzjastów. Pragnęli ustanowić przestrzeń dla tańca współczesnego, uczynić go widocznym i podzielić się nim z publicznością. W tamtych czasach w Genewie taniec w współczesny mogliśmy oglądać zaledwie kilka razy w roku. W połowie lat 70. powstał festiwal La Batie, który zaczął zapraszać spektakle taneczne, ale wciąż były to tylko prezentacje festiwalowe. Więcej o lokalnej historii tańca można zresztą poczytać na specjalnej dokumentalnej stronie Retrorama. Dla nas istotne jest, że w 1986 roku ADC rozpoczęło swoją pracę w teatrze Salle Patiño. To miejsce było wykorzystywane przez różne genewskie organizacje kulturalne działające głównie w dziedzinie muzyki i tańca. W pierwszych latach organizowano zaledwie kilka występów rocznie, zarówno artystów regionalnych, jak i międzynarodowych. Kiedy po dziesięciu latach trzeba było opuścić to miejsce, ADC zaczęło realizować program na kilku różnych genewskich scenach. Stało się instytucją nomadyczną. Stowarzyszenie od zawsze wspierało kreację, głównie poprzez różnorakie koprodukcje, i wciąż poszukiwało skutecznych strategii pozwalających uczynić taniec współczesny bardziej widocznym. To właśnie w tych bezdomnych latach ADC stworzyło wydawane do dziś własne czasopismo z misją promowania tańca. W 1998 roku stowarzyszenie oficjalnie sformułowało projekt budowy Maison de la Danse, co po francusku oznacza „dom tańca”).
J.L.: Czy wiesz, jakich argumentów użyło ADC, by przekonać miasto do jego budowy?
L.C.: Wiem, że była to długa walka o uznanie tańca jako formy sztuki, zaangażowało się w nią całe pokolenie ważnych szwajcarskich choreografów, którzy w większości pochodzili właśnie z Genewy. Ich krajowe i międzynarodowe sukcesy pomogły w procesie rozpoznania wagi tańca współczesnego przez lokalne władze. Zespół ADC podjął również intensywny lobbing polityczny, by skłonić władze do stworzenia takiej instytucji. To było poruszenie na poziomie całego kraju.
Tak rozpoczął się oficjalny projekt Maison de la Danse. Było to ogromne przedsięwzięcie, w bardzo francuskim stylu, typowe dla lat 80.: rozbudowana struktura kulturalna z dużą salą, wieloma studiami prób, wszystko nieco na uboczu, w sąsiadującym z Genewą miasteczku Lancy.
Niestety w 2006 roku, prawie dziesięć lat po rozpoczęciu prac nad projektem, lokalne władze zorganizowały referendum, a mieszkańcy miasteczka zagłosowali na „nie”, więc projekt został odrzucony. Toczyła się wokół tego wielka dyskusja, głównym argumentem były oczywiście pieniądze. Dla ADC to było ogromne rozczarowanie, taki obrót spraw sprowokował jednak refleksję; zespół stowarzyszenia (była w nim także Anne Davier, która dziś jest dyrektorką Pawilonu ADC) zdał sobie sprawę, że pierwotny projekt był zdecydowanie zbyt ambitny i pod wieloma względami rozdmuchany. Postanowili więc inaczej podejść do swojego marzenia o przestrzeni tanecznej i w 2007 roku opracowali nową, skromniejszą koncepcję. Na serwetce do kawy naszkicowali prosty budynek, który stał się swego rodzaju prototypem dzisiejszego Pawilonu. Ponieważ ten projekt miał znacznie mniejszą skalę, rada miasta zgodziła się dalej nad nim pracować. W międzyczasie, już w 2004 roku, ADC otrzymało tymczasową siedzibę w dawnej szkole. Wszyscy myśleli, że będą tam pracować tylko do czasu wybudowania Maison de la Danse, ale ponieważ wkrótce potem projekt upadł, tymczasowe miejsce musiało służyć ADC przez następne… siedemnaście lat.
J.L.: Wygląda na to, że tymczasowość jest wpisana w historię ADC i jego pawilonu… Budynek, który otworzyliście w 2021 roku, również został zaprojektowany jako rodzaj tymczasowej, ruchomej architektury, prawda?
L.C.: Rzeczywiście tak było. Pierwszym krokiem w nowym projekcie było znalezienie lokalizacji. Po tym, jak zbadaliśmy blisko pięćdziesiąt różnych miejsc w Genewie, to, które zostało wybrane (i ostatecznie stało się naszym adresem), również zostało oprotestowane przez grupę okolicznych mieszkańców. Był to pusty plac w eleganckiej dzielnicy. Kiedy w 2017 roku rada miasta przegłosowała budżet na budowę pawilonu, grupa osób, które miały mieszkania lub biura w pobliżu placu, postanowiła walczyć przeciwko decyzji o budowie. Miasto podjęło z nimi negocjacje i w ich wyniku zaproponowano, że pawilon będzie strukturą, którą będzie można rozebrać i postawić w innym miejscu, a zezwolenie na jego użytkowanie w obecnym miejscu wyniesie tylko osiem lat: rok na budowę i siedem lat eksploatacji.
J.L.: Skoro pomysł i pierwszy szkic pawilonu wyszły ze strony członków i członkiń ADC, to czy brali oni udział we wszystkich dalszych pracach?
L.C.: Stowarzyszenie od początku angażowało się w cały projekt na wszystkich etapach. To zespół ADC wymyślił ogólny kształt budynku, myślał o wymaganiach, jakie musi on spełnić, a potem walczył o jego realizację. Gdy miasto zgodziło się na budowę, zespół ADC był również zaangażowany prace nad projektem architektonicznym i zasiadał w jury, które wybrało zwycięską propozycję. Ponadto uważnie śledziliśmy cały proces budowy, staraliśmy się walczyć o każdy szczegół. Głównym operatorem projektu oraz właścicielem gruntu i budynku jest miasto Genewa, ale to właśnie zespół ADC pomógł wymyślić wewnętrzną architekturę i rozwiązania techniczne. Chyba właśnie dlatego jest to teraz bardzo dobrze zaprojektowany teatr. Gdybyśmy mieli zacząć od nowa, zmienilibyśmy tylko kilka rzeczy – chodziłoby o te części, w których architekci nie zastosowali się do rad ADC [śmiech]. Właśnie rozpoczęliśmy proces, który miejmy nadzieję pozwoli nam na zawsze pozostać w obecnej lokalizacji. Kilka tygodni temu ADC wysłało oficjalne pismo potwierdzające, że jesteśmy szczęśliwi w naszym pawilonie i nie chcemy już budować Maison de la Danse – ten pomysł wciąż bowiem istniał w jakimś dokumencie rady miasta. W tym przypadku ważne są czynniki ekonomiczne – budowa tak dużego teatru byłaby bardzo kosztowna – ale przede wszystkim to, że nikt już nie wierzy w model ogromnych centrów kulturalnych. Ponadto w międzyczasie miasto Genewa rozpoczęło budowę kolejnej sceny dla tańca i teatru eksperymentalnego – pomyślana została głównie jako studio rezydencyjne i centrum edukacji tanecznej. W związku z tym nowa strategia kulturalna miasta oparta jest raczej na idei konstelacji z różnymi aktorami odgrywającymi różne, wzajemnie się uzupełniające role.
J.L.: Mówimy zatem o pewnym ekosystemie.
L.C.: Dokładnie tak. W ten sposób taniec jest rozproszony po całym mieście, a instytucje mają swoje klarowne i dobrze zdefiniowane misje. Moim zdaniem to właśnie sposób myślenia na miarę XXI wieku. Posiadanie pawilonu jest znacznie lepszym rozwiązaniem niż przerośnięty Maison de la Danse. Nasz budynek ma odpowiedni rozmiar, jest dobrze wyposażony, ale niezbyt wyszukany. Wszyscy pracujący tutaj ludzie – zarówno zespół, jak i artyści – są naprawdę zadowoleni ze skali i sposobu realizacji budynku. Publiczność również czuje się tu jak w domu.
J.L.: A jak radzicie sobie na co dzień bez studia prób? Od wielu lat zarządzacie trzema studiami w Grütli Art Center, które jest oddalone od sceny…
L.C.: …o około piętnaście minut spacerem. To oczywiście nie jest idealna sytuacja. Często czujemy się dość odseparowani od naszej codziennej pracy – brakuje nam regularnego kontaktu z artystami w studiach, a oni również mogą nie czuć się bezpośrednio związani z pawilonem. ADC otrzymało mandat miejski do zarządzania trzema studiami w Grütli. Koordynując tam pracę, musieliśmy ustawić priorytety: najpierw zabezpieczamy artystów, którzy tworzą u nas premiery, a następnie tych, z którymi koprodukujemy wraz z innymi instytucjami w mieście. Potem udostępniamy studia za darmo artystom lokalnej sceny tanecznej.
Nasz system jest elastyczny – niektórzy artyści rezerwują sale na całe tygodnie rezydencji, podczas gdy inni tylko na dwie godziny w określone dni… Staramy się skutecznie odpowiadać na potrzeby naszej społeczności. Fajną rzeczą jest to, że artyści nie muszą być „zaprogramowani”, czyli koprodukowani przez ADC, aby mieć dostęp do studia. Wystarczy napisać do nas maila, uzgodnić termin i otrzymać kody dostępu do pomieszczeń. Pod koniec miesiąca często wszyscy w Genewie znają te kody [śmiech]. W ten sposób artyści dzielą się studiem i w pewnym sensie sami nim zarządzają.
Dużym minusem jest to, że nie mamy mieszkań dla artystów, więc w praktyce studia są używane głównie przez twórców, którzy są w stanie dotrzeć do Genewy na własną rękę. Tylko raz lub dwa razy w roku organizujemy międzynarodowe rezydencje, które musimy sami w pełni finansować. W przyszłości chcielibyśmy organizować ich więcej. Chociaż główną misją ADC jest wspieranie twórczości z regionu, od kilku lat koprodukujemy również projekty na arenie międzynarodowej. ADC zawsze było otwarte na międzynarodowe pokazy, to była część naszej misji, ale międzynarodowa koprodukcja jest jej wzmocnieniem. Chodzi o rozwijanie długoterminowych relacji, co wiąże się również z zadaniem inspirowania i wspierania rozwoju lokalnej sceny. Kontakt z międzynarodowymi artystami jest naprawdę wzbogacający, zarówno dla publiczności, jak i dla artystów. Mocno w to wierzymy.
J.L.: Czy wykorzystujecie studia również do wydarzeń publicznych, takich jak otwarte warsztaty lub nieformalne prezentacje?
L.C.: Tak, oczywiście, odbywają się tam warsztaty i zajęcia, czasami organizujemy w studiach także spektakle. Na przykład w listopadzie zamierzamy wykorzystać je do pokazania kilku prac w ramach Emergentia, czyli festiwalu dla młodych artystów, który współorganizujemy z centrum rezydencyjnym L’Abri i Théâtre de l’Usine. W pawilonie też współprowadzimy wiele mniejszych lub większych projektów. Co roku współpracujemy z festiwalami takimi jak La Batie, z którymi programujemy i współfinansujemy pokazy odbywające się na naszych scenach. Czasami działamy również z festiwalami muzycznymi lub innymi strukturami. Mniejsze współprace mogą mieć nieformalny charakter, jak choćby udostępnianie przestrzeni do dyskusji grupowych czy spotkań roboczych. Istnieją różne formuły. Prawie nigdy nie wynajmujemy jednak naszych przestrzeni komercyjnie – wolimy przyjmować te wydarzenia, przy których naprawdę możemy uczestniczyć w procesie kreowania i programowania.
J.L.: A jak planujecie sezon?
L.C.: Zgodnie z główną misją ADC, która jest regulowana bieżącą umową z miastem Genewa, mamy współprodukować od czterech do sześciu większych spektakli rocznie i mają one być tworzone przez artystów regionalnych – z Genewy, Lozanny i okolic. Poza tym angażujemy się w różne kolaboracje i koprodukcje, od kilku lat także międzynarodowe, więc w ciągu sezonu gościmy około dwudziestu projektów. Nie ma jednego stałego schematu wspierania artystów – każdy prosi o trochę inną pomoc, dostosowaną do jego potrzeb. Oczywiście zapraszamy również wiele gościnnych spektakli, krajowych lub międzynarodowych.
Obecnie obserwujemy szczególny moment dla genewskiej sceny tańca: są u nas artyści z różnych pokoleń, począwszy od tych tworzących od dwudziestu lat, a skończywszy na młodych, którzy dopiero się rozwijają. Pracujemy z całym spektrum twórców i każdy ma inne potrzeby. Działamy na różnych poziomach; zwykle jest to jest koprodukcja finansowa, ale oferujemy również studia do prób, rezydencje w teatrze ze wsparciem technicznym, a także wiele działań towarzyszących, szczególnie dla artystów dopiero wchodzących na rynek. Pomagamy na przykład ustrukturyzować ich produkcję, doradzamy w sprawie budżetu, ułatwiamy nawiązanie kontaktów z różnymi współpracownikami i instytucjami, czytamy i poprawiamy ich dossier oraz wspieramy pisanie wniosków o dofinansowanie. Z artystycznego punktu widzenia jesteśmy oczywiście szczęśliwi, gdy możemy być partnerem w dyskusji, staramy się uważnie śledzić ich artystyczną ścieżkę i pomagać, jeśli tylko możemy. To naprawdę zależy od osoby: niektórzy chcą podzielić się z nami pracą na wczesnym etapie, zapraszają nas do studia; inni wolą pracować samodzielnie i pokazać dopiero ostateczny wynik procesu. Angażujemy się więc na wiele sposobów i oferujemy projektom duże wsparcie techniczne. Jesteśmy elastyczni i chętnie pomagamy, towarzyszymy, gdy jest to potrzebne i mile widziane, albo pozostajemy w dystansie, jeśli to działa lepiej dla procesu. Wielu artystów docenia ten bliski kontakt i w pracy z nimi staramy się być tak naturalni i wyluzowani, jak to tylko możliwe.
Dzięki wspomnianemu wcześniej programowi Emergentia możemy pomagać początkującym artystom, choć w Szwajcarii istnieje dziś wiele programów wsparcia i funduszy na pierwsze produkcje. Ale jeśli już zadebiutowałaś, co dalej? Zwykle jesteś sama i nikt ci nie pomaga. Postanowiliśmy zająć się tą sytuacją i od zeszłego roku udało nam się otrzymać dodatkowe fundusze na opracowanie programu dostosowanego do potrzeb artystów i artystek po debiucie. W jego ramach co roku wybieramy dwie lub trzy osoby i blisko z nimi współpracujemy. Nasze główne wsparcie jest oczywiście finansowe, aby mieli więcej czasu na przygotowanie kolejnego dzieła, a jeśli czegoś potrzebują – na przykład dodatkowego czasu na badania, konsultacji dramaturgicznej czy rezydencji technicznej – próbujemy to zapewnić. Staramy się wspierać długofalowy rozwój artystyczny i dopasować się do indywidualnych potrzeb artystki, to jakby pomoc uszyta na miarę…
J.L.: Jak podejmujecie decyzje programowe?
L.C.: W ramach współpracy z innymi instytucjami zazwyczaj dzielimy się odpowiedzialnością w tym zakresie. W przypadku Emergentii co roku w otwartym konkursie razem z naszymi partnerami – L’Abri i Theatre de l’Usine – wybieramy dwie lub trzy produkcje, które chcemy wesprzeć. Ponieważ jesteśmy różnymi strukturami i działamy w różnych realiach, dużo dyskutujemy o wszystkich otrzymanych propozycjach i staramy się skupić na tym, co uważamy za „pilną propozycję artystyczną”. W przypadku głównych kreacji w pawilonie nie otwieramy konkursów, artyści wysyłają nam swoje propozycje i dossier bezpośrednio. Wraz z Anną Davier wszystkie je czytamy, a następnie spotykamy się z artystami, omawiamy ich projekty i podejmujemy decyzję. Nie mam wrażenia, żebyśmy kierowali się jakimiś sztywnymi kryteriami. Z wieloma artystami kultywujemy relacje oparte na zaufaniu, ponieważ pracujemy z nimi od wielu lat – znamy ich prace i wierzymy w ich talent. Nigdy się nie narzucamy i nie praktykujemy wyłączności. Artyści zawsze mogą zdecydować się na przygotowanie kolejnego spektaklu w innej instytucji, zwłaszcza jeśli pawilon stanie się dla nich za mały lub z jakichś powodów chcieliby współpracować z inną organizacją. To jest dla nas zupełnie w porządku. Lubimy się angażować w projekty, które mogą naprawdę skorzystać na naszym wsparciu, lubimy też nawiązywać średnio- i długoterminowe relacje zawodowe.
J.L.: Czy można powiedzieć, że ADC ma konkretne zainteresowania estetyczne? Czy ma tożsamość artystyczną, która jest rozpoznawalna w Szwajcarii i za granicą?
L.C.: To trudne pytanie. Poniekąd tak, ale w pewnym sensie także nie, ponieważ zależy nam na różnorodności i staramy się ciągle poszerzać nasz program. Prezentujemy wiele różnych podejść do tańca: całkowicie abstrakcyjny taniec współczesny obok niemal teatralnych produkcji i tańców ulicznych… Pod tym względem program sezonu może być naprawdę szeroki. Oczywiście podejmowanie decyzji programowych jest zawsze subiektywne, w grę wchodzą preferencje estetyczne i zainteresowania osób dokonujących wyboru. Staramy się zachować otwartość na różne dzieła i prezentujemy bardzo różnych artystów. Jako instytucja uważamy, że ważne jest, by stawiać sobie wyzwania i się rozwijać – czasami poprzez artystyczne decyzje, które na pierwszy rzut oka mogą się wydać ryzykowne.
Sami twórcy również mają wpływ na naszą instytucję i to nam się bardzo podoba. Ostatnio gościliśmy artystkę, która chciała pracować z nastolatkami aktywnymi na TikToku. Ten projekt był zarówno niesamowitym dziełem na scenie, jak i wspaniałym procesem dla nas jako instytucji. Dzięki pracy z zespołem siedmiu młodych ludzi, którzy wnieśli na scenę swój sposób myślenia i tańczenia, zabrał nas w nieznane nam dotąd obszary. Często zdarza się, że projekty, które organizujemy i wspieramy, zmuszają nas do przemyślenia tego, jak pracujemy, jak możemy przesunąć nasze własne granice i w którą stronę się rozwijać. To jest naprawdę świetne!
J.L.: Jak wybór projektów wpływa na Waszą publiczność? Czy jakoś ją poszerza?
L.C.: Tak, oczywiście. Czujemy, że każdy projekt ma inną widownię – właściwie bardziej trafne byłoby stwierdzenie, że ma wiele różnych publiczności, ponieważ publiczność nigdy nie jest jednorodnym bytem. W ADC mamy poza tym w miarę stałą grupę widzów, którzy ufają naszej instytucji od dłuższego czasu, a przy tym chętnie odkrywają nowe rzeczy. Realizujemy również wiele projektów kulturalnych z zakresu poszerzania publiczności (ang. audience development), zarówno na scenie, jak i poza nią. Na przykład w zeszłym roku dwoje artystów i jedna osoba z zespołu ADC podążali za grupą osób starszych i młodzieży, która właśnie przybyła do Genewy. Obie grupy wymieniły się swoimi Souvenirs de danse, czyli wspomnieniami związanymi z tańcem. Wspólnie stworzyli podcast, a na koniec wystąpili na scenie. Chcemy rozwijać więcej takich projektów partycypacyjnych, a teraz mamy nieco więcej pieniędzy na ich finansowanie.
J.L.: Świetnie, że Wasza praca została doceniona przez miasto!
L.C.: Tak, jesteśmy bardzo zadowoleni z tej szansy na rozwój. Od tego roku otrzymujemy większą dotację. Zarówno miasto, jak i region Genewy mocno nas wspierają, na następny rok szykuje się kolejna podwyżka. Ponadto nie płacimy czynszu ani za pawilon, ani za studia, ponieważ oba budynki są własnością miasta. Dotacje z ratusza i regionu są częścią czteroletniej umowy z zespołem, która określa nasze misje i warunki ich wsparcia. Wraz ze wzrostem dotacji w tym roku w końcu jesteśmy w stanie rozwinąć także nasz zespół, co było bardzo pilną sprawą. Mamy tylko osiem osób zatrudnionych w biurze, z czego prawie wszyscy w niepełnym wymiarze godzin, i tylko dwie stałe osoby w dziale technicznym – reszta tego zespołu jest zatrudniona jako pracownicy na godziny.
J.L.: Już od kilku lat działacie w nowym niesamowitym budynku w samym sercu Genewy. Czy możesz powiedzieć, jakie są dla Was największe wyzwania na przyszłość? Jakie mogą być kolejne etapy rozwoju pawilonu ADC?
L.C.: Rozwój oznacza większe wsparcie dla artystów. Ale nie tylko. Chcielibyśmy również móc wspierać więcej projektów badawczych, rozwijać przedsięwzięcia partycypacyjne, pracować nad zasięgiem naszej pracy, gościć międzynarodowe rezydencje i dalej rozwijać międzynarodowe koprodukcje, pomagać w rozwijaniu trwałych karier i poprawiać warunki pracy dla artystów, a także ściśle współpracować ze szkołami, w których uczą się przyszli tancerze i choreografowie. Jednym z głównych wyzwań będzie oczywiście zabezpieczenie na stałe naszej obecnej lokalizacji. Taki jest plan.
J.L.: Więc trzymam kciuki za to wszystko!
L.C.: A my trzymamy kciuki za Wasz projekt! Mam nadzieję, że instytucja, którą wreszcie będzie miała Warszawa, będzie tak niesamowita, jak sobie wyobraziłyście, i pozwoli Wam skupić się na ekscytującej pracy z artystkami i publicznością. I że ten nowy dom naprawdę pomoże ożywić i rozwijać lokalną scenę tańca – tak właśnie było w naszym przypadku. Pozostaje mi tylko życzyć Wam takich samych przyjemności i sukcesów!
J.L.: Mam nadzieję, że jako siostrzane budynki – ponieważ pawilony w Genewie i w Warszawie są tej samej wielkości i zostały postawione na takim samym planie – ustanowiliśmy niniejszym stabilne połączenie i już zaczęliśmy konstruować most między genewskimi i warszawskimi społecznościami tanecznymi! Nie mogę się doczekać, kiedy powitamy Was w u nas!
L.C.: Ja również nie mogę się doczekać odkrywania Waszego miejsca i tańczenia w nim razem!
Léo Chavaz jest dramaturgiem, razem z dyrektorką Pavillon ADC w Genewie Anną Davier odpowiada za program artystyczny tej instytucji. Wcześniej współpracował z Théâtre de l’Usine w Genewie i NOF – Nouvel Opéra we Fryburgu. Studiował dramaturgię w Uniwersytecie Lozańskim i w La Manufacture – University for Performing Arts. Pracuje także jako świadek procesu i dramaturg przy wielu niezależnych produkcjach.