ARTYKUŁ: Opowieść Rabigül – historia Ujgurki, która uciekając przed prześladowaniem ze strony rządu chińskiego wybrała Warszawę

Kiedy przyjechałam do Turcji na studia doktoranckie, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie swoją przyszłość. W 2017 roku w moim rodzinnym mieście miały miejsce masowe aresztowania Ujgurów i to zmieniło bieg moich marzeń. (…) 3 września 2024 roku zakończyłam ośmioletni etap życia w Turcji i przyleciałam do Warszawy.

Aresztowanie moich bliskich przez chiński rząd w marcu 2017 roku, zamknięcie ich w obozach koncentracyjnych, a także stałe poddawanie mnie transgranicznym represjom ze strony chińskiej policji sprawiły, że zostałam niejako zmuszona stać się obrończynią praw człowieka. Do tamtej pory starałam się trzymać z dala od polityki, bo w Chinach wyrażanie swoich poglądów jest bardzo ryzykowne dla ludzi takich jak my, pochodzących z grup mniejszościowych (jak nazywa nas chiński rząd, choć my tego nie akceptujemy), zwłaszcza jeśli są Ujgurami. W Chinach poważnym przestępstwem jest uznawanie innej ideologii niż ta głoszona przez partię komunistyczną, zakazane jest też wyrażanie opinii sprzecznych z linią rządu. Dlatego od dzieciństwa radzono nam, byśmy nie angażowali się w politykę i skupili się na własnej pracy.

Jednakże w obliczu ludobójstwa dokonywanego przez chiński rząd na rdzennych mieszkańcach Turkiestanu Wschodniego (Sinciang / Xinjiang) – Kazachach, Kirgizach, a zwłaszcza Ujgurach – nie mogliśmy milczeć. Protestowaliśmy przeciwko bezpodstawnym aresztowaniom niewinnych członków naszych rodzin, krewnych i bliskich przez chiński rząd oraz przeciwko zamykaniu ich w obozach koncentracyjnych i więzieniach; musieliśmy zaangażować się w politykę. Walczyliśmy i nadal walczymy w obronie najbardziej podstawowych praw człowieka. Po tym, jak aresztowano członków mojej rodziny, straciłam kontakt również z krewnymi przebywającymi na wolności. Czy możesz sobie wyobrazić, że w dobie szybkiego rozwoju technologii przez lata nie mogłam z nimi porozmawiać? Pod koniec mojej walki o kontakt z nimi, co przecież jest jednym z najbardziej podstawowych przysługujących mi praw, zostałam umieszczona przez chińskie władze na czarnej liście – był to efekt moich działań na rzecz uwolnienia bliskich, walki o bycie głosem mojej rodziny i milionów ludzi takich jak oni, aresztowanych, choć nie postawiono im zarzutów. Podczas nauki w Turcji i po jej zakończeniu stale doświadczałam gróźb ze strony chińskiej policji.

Po obronie doktoratu w 2023 roku miałam nadzieję, że sytuacja się odmieni, jeśli znajdę pracę w instytucji akademickiej, tak się jednak nie stało. Ponieważ nie jestem obywatelką Turcji, państwowe agencje bezpieczeństwa nie mogły zapewnić mi ochrony przed zagrożeniem ze strony Chin. A przecież bezpieczeństwo jest niezbędnym warunkiem normalnego życia. Dlatego z rekomendacji przyjaciół w kwietniu 2023 roku zgłosiłam się do programu ICORN. Rok później otrzymałam maila z informacją, że Warszawskie Obserwatorium Kultury zaprosiło mnie do Warszawy, i jeśli się zgodzę, to będę pierwszą rezydentką ICORN w tym mieście. Kiedy zobaczyłam w liście słowa „Polska” i „Warszawa”, pierwszą rzeczą, która przyszła mi do głowy, była Maria Skłodowska-Curie. „Czy pojadę do kraju, w którym urodziła się i wychowała moja idolka, laureatka Nagrody Nobla, wielka uczona, której fanką byłam już w liceum?” – to pytanie zadawałam sobie, jadąc pociągiem. Byłam podekscytowana, czytałam maila raz po razie. Przetłumaczyłam go nawet na turecki, żeby być pewna, że dobrze rozumiem treść, i przeczytałam raz jeszcze. Wysłałam zespołowi ICORN maila z informacją, że muszę się zastanowić. Ci, którzy teraz to czytają, pomyślą pewnie: „Twoje życie jest zagrożone, czemu jeszcze się wahasz?”. I mieliby rację, choć w tamtym momencie myślałam o czymś innym. W związku z tym, że podziwiałam Marię Skłodowską-Curie, wiedziałam już trochę o Polsce. Potem przeczytałam książkę Ümita Şimşeka Bir Polonya Klasiği Uçan Üniversite („Uniwersytet Latający. Polski klasyk”) i w ten sposób odświeżyłam sobie kawałek wiedzy o historii tego kraju. Ta książka bardzo mnie zainspirowała – wyjaśnię to jeszcze w dalszej części tekstu.

To, co wiedziałam o Polsce, nie było jednak wystarczające, i musiałam zbadać pewne kwestie. W końcu miałam wyjechać w całkiem nowe miejsce, o innej kulturze i stylu życia. Nie miałam tu żadnych ujgurskich przyjaciół ani znajomych z innych społeczności. Jestem osobą bardzo towarzyską, miałam więc przyjaciół i krewnych w moim rodzinnym mieście i wielu przyjaciół w Pekinie, w Turcji, a także w Europie, Ameryce i różnych częściach świata. Szukałam, sprawdzałam, ale nie znałam nikogo w Polsce. Wtedy przypomniałam sobie, że mój dawny przyjaciel, Ujgur, przyjechał tu wiele lat temu w ramach programu Erasmus. Napisałam do niego z prośbą o informacje, a on opisał to miejsce tak, że z każdego zdania czuć było wyraźnie, jak bardzo je pokochał. W końcu powiedziałam sobie: przecież nie zabieram moich bliskich wszędzie, gdziekolwiek pojadę, więc i tu zdołam stworzyć sobie nowe środowisko, nawiązać nowe przyjaźnie.

Wtedy napisałam do ICORN, że chcę pojechać do Warszawy, i natychmiast dostałam odpowiedź – skontaktowały się ze mną Ania i Ola z Warszawskiego Obserwatorium Kultury. Przygotowanie wizy i inne procedury przebiegły bardzo sprawnie. Jestem pewna, że Ania, Ola i koledzy z WOK mieli z tym dużo pracy, musieli się sporo nabiegać i bardzo się o tę wizę postarać – podczas gdy ja przygotowałam tylko niezbędne dokumenty. W ramach przygotowań do podróży oglądałam na YouTubie filmy o Polsce, zwłaszcza o Warszawie, i trochę czytałam.

3 września 2024 roku zakończyłam ośmioletni etap życia w Turcji i przyleciałam do Warszawy. Ola przyjechała po mnie na lotnisko. Wcześniej raz rozmawiałyśmy na video czacie, a potem korespondowałyśmy mailowo. Podczas tych kilku miesięcy komunikacji online wyczuwałam z ich strony dobrą energię, więc na lotnisku bez wahania się uściskałyśmy. Ciepłe powitanie sprawiło, że poczułam do nich zaufanie. Po drodze Ola dała mi przygotowaną dla mnie przez Sviatlanę listę najważniejszych informacji dla kogoś odwiedzającego Warszawę po raz pierwszy. Bez względu na moją wcześniejszą wiedzę o tym mieście wskazówki przygotowane przez kogoś, kto tu mieszkał i sam tego doświadczył, były zdecydowanie bardziej aktualne i pomocne. Lista okazała się niezwykle przydatna, więc nadal ją trzymam.

Kiedy dotarłyśmy do domu, który dla mnie wynajęto, Anna powitała nas w drzwiach. Wcześniej dziewczyny wysłały mi szczegółowe dane dwóch mieszkań, które obejrzały z myślą o mnie, i zapytały, które wybieram. W dniu przyjazdu Anna zapytała, co mogę jeść i czy jestem na coś uczulona. Byłam pod wrażeniem, że zawsze pytała mnie o zdanie w tych kwestiach. Tego dnia Anna zrobiła dla mnie zakupy spożywcze i przyniosła wiele potrzebnych rzeczy. Wszystkie te drobiazgi były dla mnie bardzo cenne i ważne. Po dniu odpoczynku poszłam do siedziby WOK i wszyscy okazali się niezwykle ciepłymi ludźmi. Był straszny upał, a ja zamęczałam Sviatlanę całodniowym załatwianiem spraw w banku i aktywacją karty telefonicznej; nie byłabym w stanie zrobić tego sama, bez pomocy kolegów. Do dziś zdarza się, że potrzebuję ich pomocy w urzędzie, na który wszyscy zwykli narzekać. Jestem im za to wszystko niezmiennie wdzięczna.

Przyjechałam do Warszawy w pełni sezonu i bardzo spodobało mi się to miasto pełne zieleni i drzew. Odwiedziłam wiele miejsc, które przed przyjazdem oglądałam tylko na YouTube. Starówka, muzea i parki zrobiły na mnie duże wrażenie. Mówi się, że Warszawa odrodziła się z popiołów. Z przyjemnością oglądałam odnowiony krajobraz tego miasta – miasta, którego historyczne ślady wciąż odkrywam.

Jedną z rzeczy, które mnie tu przyciągnęły, jest rzeka. Urodziłam się i wychowałam w miasteczku z rzeką płynącą po zboczach majestatycznych grzbietów Tienszan, czyli Niebiańskich Gór, które dzielą Turkiestan Wschodni na część południową i północną. Moja ojczyzna jest najbardziej na świecie oddalonym od morza regionem – są u nas tylko jeziora i rzeki, więc ludzie z naszych stron bardzo się ekscytują na widok morza. Ja natomiast płakałam ze szczęścia, ponieważ przybyłam do miasta, w którym jest rzeka. Spacer nad Wisłą, siedzenie na brzegu i myślenie o mojej ojczyźnie pokrzepiało mnie, gdy tęskniłam za domem. Pewnego dnia podczas przechadzki skończyłam słuchać audiobooka ujgurskiej wersji autobiografii Marii Skłodowskiej-Curie. Ponieważ w książkach i podręcznikach, które czytałam, zawsze była zapisywana jako Maria Curie, zapominałam używać polskiego nazwiska tej wielkiej uczonej, ale po tym, jak przyjechałam do Warszawy i zostałam trzykrotnie poprawiona przez innych, przyrzekłam sobie już nigdy o tym nie zapomnieć. Teraz sama upominam moich przyjaciół mieszkających w innych krajach, żeby nie zapominali o polskim nazwisku pani Marii.

Czasami, kiedy chodzę ulicami Warszawy, myślę o historycznych szczegółach opisanych w książce tureckiego autora Ümita Şimşeka o Latającym Uniwersytecie. Sto lat temu Polacy doświadczyli tragedii, zakazano im edukacji w ojczystym języku, ale nie poddali się i odważnie walczyli o wolność. Podobny los spotyka dziś Ujgurów. Chiński rząd wielu narodom zakazał edukacji w językach ojczystych, zwłaszcza po ujgursku i mongolsku. Jednym z powodów, dla których książka Şimşeka tak głęboko dotyka Ujgurów żyjących w diasporze, może być odwaga Polaków, którzy mimo tak trudnych warunków zdołali utrzymać przy życiu ojczysty język. Jeden z naszych intelektualistów wymienił ją nawet jako jedną z lektur obowiązkowych dla Ujgurów żyjących w diasporze. Zainspirowana nią grupa wolontariuszy – wśród nich byłam i ja – zebrała się w 2020 roku i założyła Uyghur Mother Tongue Online School, która od lat zapewnia ujgurskim dzieciom edukację w ojczystym języku. Program obejmuje ujgurską literaturę, historię i informacje dotyczące kultury. Zajęcia prowadzone są w środowisku cyfrowym, bezpłatnie i na zasadzie pełnej dobrowolności. Chociaż odbywają się w weekendy i trwają po kilka godzin, do tej pory mamy dobre wyniki. I teraz ja, znalazłszy się w miejscu, w którym działało coś takiego jak Latający Uniwersytet, przeżywam ten sam los.

Życie w Warszawie dało mi wiele możliwości. Miesiąc po moim przyjeździe dzięki wsparciu WOK pojechałam do Paryża na konferencję. Spędziliśmy bardzo produktywny tydzień z młodymi Ujgurami z różnych stron świata, poszłam też na grób Marii Skłodowskiej-Curie. Ta podróż była spełnieniem jednego z moich marzeń. Odwiedziłam również biuro ICORN w Norwegii, dokąd pojechałam na spotkanie z moimi przyjaciółmi. Miałam okazję osobiście podziękować zespołowi ICORN za umożliwienie mi życia w bezpiecznym środowisku i realizacji moich marzeń.

W trakcie pobytu w Polsce zmieniłam perspektywę na niektóre sprawy. Nigdy nie lubiłam jesieni, opadające na ziemię żółte liście kojarzyły mi się ze smutkiem i rozłąką. Ale jesienna sceneria, którą zobaczyłam w Warszawie i Krakowie, mnie zadziwiła. Po raz pierwszy tak bardzo spodobał mi się jesienny krajobraz. Nie pamiętam wcześniejszych, ale przez osiem poprzednich lat, gdy zmagałam się z wieloma trudnościami, po prostu nie dostrzegałam tych pięknych szczegółów. Być może je ignorowałam, bo w moim życiu nie było dość radości i spokoju, bym mogła się nimi cieszyć. Po przyjeździe do Warszawy doświadczyłam jesieni w pełni i spędziłam dużo czasu na odkrywaniu piękna natury. Przed moim przyjazdem przyjaciele mówili, że jest tu bardzo zimno, a ja odpowiadałam: „Nie martw się, urodziłam się i wychowałam w zimnym kraju, przywykłam do mrozów”. Prawda jest jednak taka, że odkąd w 2006 roku wyjechałam na studia, nie widziałam tak mroźnej zimy. Kiedy skóra na moich dłoniach popękała, znów poczułam mróz, którego doświadczałam dawno temu. Mówiłam, że jestem przyzwyczajona do takiej pogody, ale zapomniałam, jak to jest mieć zmarznięty nos – a tutaj znów to poczułam. To ciekawe, że człowiek może być szczęśliwy nawet w chłodne dni, ponieważ przypomina mu to jego rodzinne strony.

Tęsknota za domem to uczucie trapiące ludzi rozdzielonych ze swoją ojczyzną, zwłaszcza jeśli doświadczają tego wskutek prześladowań politycznych. Za granicą szukamy rzeczy, które przypominają nam utracony dom, i ja też zawsze to robię. To może być woda, góry, źródła, drzewa, trawa, nawet mroźne powietrze albo szmer wody w rzece…

W Warszawie nauczyłam się spędzać czas sama ze sobą. Nie mam tak dużego kręgu przyjaciół, jak to było kiedyś, przez większość czasu jestem sama. Dzięki tej samotności wsłuchałam się w siebie, miałam też wiele rozmyślań i lektur, a co najważniejsze: zyskałam większą samoświadomość. Jedyną rzeczą, do której trudno było mi się przyzwyczaić, były krótkie zimowe dni i mrok zapadający już o trzeciej. Na szczęście teraz dzień powoli się wydłuża. Cieszę się, że przetrwałam te długie noce bez popadania w depresję. Nie mogę sobie pozwolić na luksus pogrążania się w smutku, ponieważ wciąż toczę walkę o wolność, dźwigam na swoich barkach brzemię obowiązków. Nie mogę pozwolić sobie na relaks tylko dlatego, że sama jestem bezpieczna w wolnym kraju. Nadal nie mam żadnych wiadomości od mojej rodziny i krewnych, a na moim narodzie wciąż dokonywane jest ludobójstwo. Gdybym nie wyjechała na zagraniczne studia, mogłabym być jedną z osób cierpiących w obozach koncentracyjnych i więzieniach, albo tych, których wolność jest ograniczona, nawet jeśli przebywają na wolności. Ale na szczęście – choć wstydzę się używać tutaj słowa „szczęście” – żyję w wolnym świecie. Dlatego moim obowiązkiem jest być głosem tych, którym nie pozwala się mówić.

Żyjemy w dziwnych czasach: jedna strona świata płonie w zbrojnym konflikcie, podczas gdy po drugiej stronie, w Turkiestanie Wschodnim, który nazywam „zapomnianą geografią”, ludzie byli i nadal są ofiarami ludobójstwa, „nieuzbrojonej wojny”. Czyż nie jest prawem całej ludzkości żyć w pokoju? Dlaczego niewinni ludzie, w tym również dzieci, padają ofiarą konfliktów o władzę? Czasami nachodzą mnie takie myśli i nienawidzę tego świata z całych sił, ale życie musi jakoś toczyć się dalej. Zwłaszcza że mamy dużo obowiązków i pracy do wykonania. W tej trudnej sytuacji trzymam się nadziei na ponowne połączenie z rodziną. To moje marzenie, które spełni się wraz z odzyskaniem wolności przez moich bliskich i mój naród. To marzenie ratuje mnie przed utonięciem w morzu nienawiści i zatraceniem się w rozpaczy.

Choć doświadczyłam w życiu wielu trudności, nie byłam pozostawiona samej sobie, otrzymałam wiele miłości i wsparcia. Do punktu, w którym dziś jestem, nie dotarłam sama, więc nadal czuję się szczęśliwa. Zawsze byłam wdzięczna moim drogim przyjaciołom, którzy wspierali mnie w dotychczasowej walce, oraz osobom i instytucjom, które pomogły mi podczas edukacji doktoranckiej w Turcji. Podobnie jestem wdzięczna zespołom ICORN i WOK oraz miastu Warszawa za umożliwienie mi prowadzenia mojej walki w bezpiecznych warunkach. Warto być wdzięcznym za to, co się ma. Chciałabym też podziękować mojej rodzinie za to, że wychowała mnie w poczuciu wdzięczności. W języku tureckim jest takie zdanie, które lubię: „miłość uzdrawia świat”. Wszyscy zasługujemy na życie w otoczeniu, w którym miłość leczy i upiększa. Mam nadzieję, że doczekamy takiego świata.