ARTYKUŁ: Wieża Babel dziś, czyli do czego potrzebujemy pluralizmu? [Repozytorium WOK]

Rozpoczynamy serię tekstów o pojęciach i koncepcjach, które wydają się ważne w refleksji na temat współczesnego świata. Odbiorcami tekstów są przede wszystkim osoby aktywne w polu kultury, z którymi (współ)pracuje WOK.

Artykuły pomyślane są jako „intelektualna infrastruktura” dla działań badawczych WOK – mają służyć badanym grupom, poszerzać konteksty zidentyfikowane w procesach badawczych, być punktem odniesienia w pogłębionych dyskusjach tematycznych. Każdy tekst dba o kontekstualizację omawianego zjawiska/idei, prezentuje autorskie ujęcie/komentarz/perspektywę na omawiane zjawisko oraz sygnalizuje pytania/wątpliwości/niepokoje, z którymi osoby czytające mogą się dalej „mocować”.

Staramy się, by teksty były napisane przystępnym językiem, zachowując rygor intelektualny i pozwalając osobom czytelniczym uczyć się wraz z piszącym – lepiej rozumieć proponowane tezy oraz mieć możliwość samodzielnego poszerzenia kontekstów/odniesień.


 

Do czego mógłby się przydać pluralizm polityczny, skoro nie oferuje rozwiązania fundamentalnych konfliktów społecznych, a wydaje się wręcz je afirmować? W dzisiejszych różnorodnych społeczeństwach, w których żyją obok siebie ludzie o różnych preferencjach seksualnych, odmiennego wyznania i o zniuansowanym stosunku do religii w ogóle, z doświadczeniem wielokulturowości czy mówiący w domu różnymi językami, nie mamy właściwie dla niego żadnej alternatywy.

Pluralizm nie cieszy się dziś szczególną popularnością.

Rozumiany potocznie jako wielość opinii i poglądów ma się z pozoru świetnie w dobie baniek informacyjnych. Wielość zainteresowań, tożsamości, a czasem po prostu przygodność momentów, w których decydujemy się sprawdzić daną informację czy news pociągają za sobą łańcuch kolejnych doniesień na dany temat (któż z nas nie utyskiwał na otrzymywane pocztą elektroniczną reklamy dawno niepotrzebnych produktów, czy informacje o sprawach, które tak naprawdę nigdy nas nie interesowały?). Przekaz docierający do nas za pośrednictwem algorytmów, zaprojektowanych w celu personalizowania dostarczanych treści, radykalnie fragmentaryzuje sferę publiczną – nie tylko mamy odmienne perspektywy na daną rzecz, ale sam katalog spraw, które domagają się naszej uwagi, jest coraz bardziej zindywidualizowany.

Wydawać by się mogło, że postępująca indywidualizacja perspektyw stwarza idealne warunki dla pluralizmu nie tylko w potocznym sensie wielości punktów widzenia, ale również dla pluralizmu rozumianego jako ważna zasada społeczna i polityczna. W sensie politycznym pluralizm, którego orędownikami w XX wieku byli myśliciele liberalni i liberalno-konserwatywni, tacy jak Isaiah Berlin czy Michael Oakeshott, oznaczał poszanowanie przez władzę indywidualnych wyborów, dokonywanych przez jednostki w oparciu o ich głębokie przekonania i wartości. Podstawowa wolność polityczna była dla nich wolnością dokonywania wyborów, również błędnych z punktu widzenia indywidualnego dobrostanu osób lub interesu państwa czy narodu. Pluralistyczna wolność była wolnością błądzenia; oczywiście wiązała się z ryzykiem osobistym i wspólnotowym, ale w zamian miała gwarantować poszanowanie dla ludzkiej indywidualności, stanowiącej dla zwolenników pluralizmu samą istotę ludzkiej natury. Człowiek był dla nich istotą dokonującą znaczących wyborów. Te nie musiały być jednak racjonalne czy świadome – niektóre podyktowane były wychowaniem, kulturą, sytuacją życiową, ale wszystkie uznawane były za słuszne ze względu na głębokie przekonania tych, którzy ich dokonywali.

Zanim przejdziemy do omówienia źródeł tak rozumianego pluralizmu politycznego, przyczyn jego kryzysu oraz ewentualnych zastosowań, które mogłyby uczynić go użyteczną kategorią dla dzisiejszych społeczeństw, zatrzymajmy się na chwilę na tym, co odróżnia pluralizm polityczny od pluralizmu rozumianego po prostu jako wielość punktów widzenia. Kluczowa jest tu kwestia wyboru. Jak wspomniałem wyżej, dla zwolenników pluralizmu jako fundamentalnej zasady społecznej kluczowe było to, że miała ona gwarantować jednostkom możliwość dokonywania wyborów. Tymczasem dzisiejsza wielość perspektyw, jaką narzuca nam sfragmentaryzowana rzeczywistość baniek informacyjnych, nie jest kwestią wyboru, nie wynika z różnorodności podyktowanej głębokimi różnicami wartości, ale raczej z mechanizmów funkcjonowania dzisiejszej infosfery.

Można oczywiście argumentować, że te mechanizmy nie wzięły się znikąd. Gdyby nie głęboka różnorodność wartości, gustów i preferencji, algorytmy selekcjonujące informacje czy treści reklamowe nie byłyby potrzebne. Rzecz jednak w tym, że coraz częściej tworzone przez nie bańki informacyjne postrzegane są nie jak bezpieczne przestrzenie, w których mamy możliwość swobodnego kształtowania naszych preferencji w oparciu o wyznawane wartości, ale raczej jak ograniczające nasz wybór pułapki, które eliminują z naszego doświadczenia różnorodność. Zamiast pozwalać nam wybierać, wybierają za nas, a to paradoksalnie oznacza podważenie samej istoty pluralizmu.

Źródła pluralizmu politycznego

Pluralizm to bardzo pojemny termin, w którym mieszczą się zarówno znaczenia potoczne, jak i polityczne, a także wiążą się z nim filozoficzne spory o samą naturę bytu i rzeczywistości  1  1  Ontologiczny spór między zwolennikami monizmu, poglądu, zgodnie z którym byt ma jakąś jedną, jednorodną naturę – na przykład wszystko co istnieje, jest materialne – a pluralizmu, dla których byt nie jest jednorodny, wykracza jednak poza ramy tematyczne tego tekstu. ↩︎ W wywodzie, który proponuję, kluczowy jest pluralizm rozumiany jako zasada społeczna i polityczna, czyli możliwość swobodnego dokonywania wyborów w oparciu o różnorodne wartości  2  2  Tak rozumiany pluralizm ma oczywiście związek ze wspomnianym sporem ontologicznym. Isaiah Berlin nazywał na przykład ideologie polityczne, które negowały swobodę indywidualnego wyboru ze względu na prymat jakiejś jednej zasady społecznej – na przykład konfliktu klasowego – „moralnym monizmem”. ↩︎. Pluralizm nie jest zatem wyłącznie konstatacją, że „ludzie są różni” lub stwierdzeniem, że „o gustach się nie dyskutuje”.

Pluralizm polityczny opiera się na mocnym założeniu, iż rzeczywistość społeczno-polityczna jest z samej swojej istoty różnorodna, a jej funkcjonowanie nie daje się sprowadzić do jakiejś jednej zasady, np. „wszystkim rządzi konflikt klasowy” albo „tożsamość narodowa jest naturalną formą przynależności do wspólnoty”.

Pluralizm ma zatem bogate źródła, sięgające prowadzonych w starożytności dysput o naturze bytu, ale w proponowanym przeze mnie ujęciu, jako zasada polityczna, zakorzeniony jest w dokonanej przez Michaela Oakeshotta reinterpretacji biblijnej opowieści o wieży Babel oraz w odczytaniu przez Isaiaha Berlina myśli Niccoló Machiavellego.

Oakeshott w eseju Wieża Babel odróżnia jednostkowe dążenie do doskonałości od poszukiwania doskonałego porządku społecznego: „Dążenie do osiągnięcia doskonałości jest działaniem zarówno świętokradczym, jak i nieuniknionym w życiu człowieka. Pociąga za sobą kary za bezbożność (gniew bogów oraz społeczne wyobcowanie), a nagrodą nie jest żadne osiągnięcie, lecz sam fakt podjęcia próby. (…) Natomiast w przypadku społeczeństwa karę stanowić będzie chaos sprzecznych ideałów i zakłócenie życia wspólnotowego” (Oakeshott, 1999, s. 221–222). Symbolem jednostkowego dążenia do ideału jest Prometeusz, niosący ludziom ogień i ponoszący za swój śmiały czyn karę, podczas gdy społeczeństwo poszukujące jakiegoś jednego ideału doskonałości przypomina zdaniem Oakeshotta budowniczych wieży Babel, którzy ostatecznie, po pomieszaniu im języków przez Boga, pozostawiają budowlę niedokończoną i nie mogą się już porozumieć. W tym ujęciu wznoszenie do nieba imponującej wieży utożsamione jest z próbą budowy społeczeństwa idealnego, nieba na ziemi, utopii – i kończy się porażką; zamiast jedności przynosi chaos i załamanie się komunikacji.

Isaiah Berlin w szkicu Oryginalność Machiavellego proponuje inną, niż zwyczajowa, perspektywę na słynnego autora Księcia. Studiuje go nie jako na politycznego cynika, dla którego interes państwa i rządzącego nim władcy miały być zawsze ważniejsze od zasad moralnych – ale na pierwszego filozofa politycznego, który pokazał, że moralność i polityka to odmienne sfery, rządzące się innymi zasadami, z odrębnymi kryteriami postępowania (Berlin, 2002, s. 96–158). W tym ujęciu moralność nie ustępuje przed polityką, ale wskazuje, że obowiązuje w niej inny zestaw wartości, osobne reguły postępowania. Może to oczywiście sprowokować zasadną dyskusję, czy oznacza to z konieczności relatywizm moralny i przyzwolenie na brak zasad etycznych w polityce. Dokonana przez Berlina interpretacja myśli Machiavellego w duchu pluralizmu politycznego nie oznacza jednak pochwały relatywizmu – zasady moralne nie przestają obowiązywać. Berlin ukazuje fundamentalną konsekwencję, jaką ma dla społeczeństwa przyjęcie pluralizmu jako kluczowej zasady organizującej życie zbiorowe. W społeczeństwach pluralistycznych różne sfery życia będą organizowane przez inne wartości i obowiązywały w nich będą osobne zasady postępowania. Książę będzie miał inne powinności i inaczej oceniać będziemy jego czyny, kiedy jako sprawujący władzę zdecyduje o wojnie, niż gdyby nawoływał do niej jako osoba prywatna.

Zasada odrębności indywidualnych przekonań etycznych od powinności wobec państwa może się dziś wydawać anachroniczna, ale czy nie odwołujemy się do niej, kiedy oczekujemy, że politycy będą uchwalali prawa zgodne z interesem państwa czy potrzebami społecznymi, a nie swoimi przekonaniami religijnymi? Kiedy oczekujemy, że politycy, którzy w życiu prywatnym są osobami religijnymi, schowają swoje przekonania do kieszeni i nie będą sprzeciwiać się gwarancjom dla praw reprodukcyjnych kobiet, w istocie odwołujemy się do zasady pluralizmu politycznego, wedle której różne obszary życia rządzą się odmiennymi zasadami i wartościami. Podobnie, kiedy jako dzień święta danej wspólnoty religijnej zostaje wyznaczony jako ustawowo wolny od pracy, nie ma znaczenia, czy uchwalający go politycy prywatnie są wyznawcami tej konkretnej religii – działają w odpowiedzi na potrzebę znacznej części społeczeństwa.

Przyczyny kryzysu pluralizmu

Pluralizm polityczny nie jest dziś szczególnie popularny nie tylko ze względu na fragmentaryzację życia publicznego, która – jak staram się przekonać osoby czytające ten tekst – jest raczej zaprzeczeniem pluralizmu niż jego realizacją. Pluralizm polityczny jest niepopularny również dlatego, że wydaje się z jednej strony zasadą należącą do przeszłości, a z drugiej wskazuje na istotne niedostatki teraźniejszości.

Dla tych, którzy uważają pluralizm za nierozerwalnie związany z przeszłymi dylematami, pozostaje on orężem intelektualnym zwolenników liberalnej demokracji, którzy usiłowali bronić ją przed zagrożeniami totalitaryzmu. Podkreślanie wolności dokonywania indywidualnych wyborów mogło mieć znaczenie w czasie Zimnej Wojny, kiedy społeczeństwa demokratyczne potrzebowały ochrony przed pokusami ideologii totalitarnych, obiecujących „raj na ziemi i wieczną sprawiedliwość społeczną”. W rzeczywistości Berlinowskie „moralne monizmy”, organizujące życie społeczne według narzuconych wartości i zasad, negowały swobodę indywidualnego wyboru. Chociaż w dzisiejszej rzeczywistości „postideologicznej” brak zimnowojennych obietnic wyzwolenia przez niedemokratyczne państwa, mieniące się heroldami postępu i emancypacji ludzkości, to jednak fundamentalne nierówności w społeczeństwach pluralistycznych wcale nie zniknęły. Coraz silniej zaznacza się potrzeba nowej zasady, która pozwoliłaby ukierunkować wysiłki na rzecz postępu społecznego i większej demokratyzacji. Dla współczesnych społeczeństw bolączką nie jest zagrożenie jakąś ideologią, która grozi podporządkowaniem jednostek jednej zasadzie, ale brak pewności i relatywizm.

Reakcjonizm, doktryna postulująca powrót do tradycyjnych form społecznych i politycznych wobec problemów i kryzysów współczesności, ma własną interpretację mitu o wieży Babel, zgodnie z którą nie jest on opowieścią o budowaniu doskonałego społeczeństwa według jakiegoś z góry narzuconego ideału etycznego, ale historią o odejściu od boskich praw i stanowiących ich wyraz tradycji  3  3  Osobom zainteresowanym niuansami i aporiami myślenia pierwszych reakcjonistów, reagujących pozytywnie i negatywnie na Rewolucję Francuską, warto polecić lekturę klasycznej książki Jerzego Szackiego Kontrrewolucyjne paradoksy. Wizje świata francuskich antagonistów Wielkiej Rewolucji 1789–1815 (1965), natomiast zainteresowanych długim trwaniem reakcjonizmu aż po współczesność można polecić książkę Marka Lilli The Shipwrecked Mind: On Political Reaction (2016). ↩︎. W tym ujęciu poszukiwanie coraz to nowych sfer indywidualnej wolności i samorealizacji nieuchronnie prowadzi do relatywizmu – skoro nic nie jest pewne, wszystko jest możliwe. Reakcyjną odpowiedzią na pluralizm jest ograniczenie możliwości indywidualnych wyborów, gdyż według reakcjonistów prowadzi on nieuchronnie do chaosu i rozpadu społeczeństwa.

Dla innych współczesny relatywizm bierze się nie ze sprzeniewierzenia się tradycji (lub tradycjom), ale z odrzucania obiektywnej wiedzy, jaką przynosi postęp naukowy i techniczny. To odpowiedź na pluralizm, która każe w nim widzieć przede wszystkim zgubne zawieszenie racjonalności. Wartości mogą być różnorodne, ludzie mogą wierzyć w różne rzeczy i wychowywać się w odmiennych wspólnotach, ale ostatecznie zbiorowość powinna zgadzać się co do tego, co jest empiryczne doświadczalne, obiektywne i rozumowe. To marzenie o tym, aby mit o wieży Babel miał inne zakończenie – aby ludzie, którym pomieszano języki, sięgnęli po translator i podjęli przerwaną pracę.

Obie te krytyki pluralizmu mają wspólny mianownik – odrzucają założenie, że ludzie różnią się fundamentalnie, wybierając wartości oraz przekonanie, że mimo tych różnic mogą razem pracować i żyć w jednym społeczeństwie, pozostając wierni swoim przekonaniom oraz korzystając z wolności wyboru.

Praktyczne zastosowania pluralizmu

Do czego mógłby się przydać pluralizm polityczny, skoro nie oferuje rozwiązania fundamentalnych konfliktów społecznych, a wydaje się wręcz je afirmować? Nawet jeśli przyjąć, że jego kluczowe założenie o wielości możliwych do wyboru wartości miałoby efekt chłodzący konflikty, a jego przyjęcie uczyniłoby je mniej ostatecznymi, to czy nie jest to w istocie zgoda na uśmiechnięty relatywizm w miejsce totalitaryzmu lub wojny religijnej?

Łatwa odpowiedź byłaby zapewne taka, że w dzisiejszych różnorodnych społeczeństwach, w których żyją obok siebie ludzie o różnych preferencjach seksualnych, odmiennego wyznania i o zniuansowanym stosunku do religii w ogóle, z doświadczeniem wielokulturowości czy mówiący w domu różnymi językami, nie mamy właściwie żadnej alternatywy. Żyjemy wśród rusztowań wieży Babel, czy tego chcemy, czy nie.

Pluralizm polityczny oferuje jednak coś więcej niż łatwą odpowiedź. John Rawls w Liberalizmie politycznym (2012) zaproponował pojęcie „częściowego konsensu” (overlapping consensus). Oznacza ono sytuację, w której osoby o bardzo różnych wyobrażeniach na temat tego, co jest sprawiedliwe i co oznacza dobre życie, dochodzą do tych samych lub zbliżonych wniosków odnośnie do tego, jak powinno być urządzone społeczeństwo, które pozwoliłoby im te wartości realizować. Punkty wyjścia mogą być – i na ogół są – całkowicie odmienne i bardzo odległe, ale mimo wszystko prowadzą do zbliżonych wniosków. Jak pisze Rawls taki konsens nie jest akceptowany wyłącznie z konieczności, jako mniejsze zło i sposób zapobiegania konfliktom, ale różniące się od siebie osoby przyjmują go jako posiadający istotną wartość ze względu na ich fundamentalne przekonania.

Poszukiwanie częściowego konsensu przez instytucje, które pozwalają realizować pewne sposoby życia niezależnie od tego, jakie było źródło wartości leżących u ich podstaw – świeckie czy religijne, zakorzenione w kulturze A lub kulturze B – wydaje się konieczne we współczesnych, różnorodnych społeczeństwach. Przykładowe obszary, w których odnalezienie częściowego konsensu jest niezbędne, to integracja osób z doświadczeniem migracji, przełamywanie polaryzacji oraz dialog międzypokoleniowy.

Integracja międzykulturowa, co podkreślają choćby eksperci i ekspertki od edukacji, nie oznacza asymilacji, zastąpienia norm jednej kultury normami drugiej, ale ich zrozumienie i uzgodnienie. W tym sensie jest to właśnie poszukiwanie częściowego konsensu w znaczeniu, jakie zaproponował John Rawls. W opublikowanym przez Centrum Edukacji Obywatelskiej raporcie, poświęconym pochodzącym z Ukrainy uczniom i uczennicom, które w polskich szkołach znalazły się po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, przytaczane są wypowiedzi grona pedagogicznego oraz ukraińskich uczniów i uczennic, które pokazują na przykład zupełnie odmienne podejście do kwestii wdzięczności za pomoc (Tędziagolska, Walczak, Wielecki, 2024). Jeden z rozmówców, dyrektor szkoły, mówi, że kiedy trafia do niego stwarzający problemy ukraiński uczeń, to ma poczucie, że świadczy to o niewdzięczności za okazaną pomoc. Z kolei jeden z uczniów ukraińskich mówi, że nieustanne oczekiwanie wdzięczności jest dla niego trudne, bo jego mama pracuje i płaci w Polsce podatki, więc ciągłe oczekiwanie wyrazów wdzięczności wydaje mu się niesprawiedliwe. To całkowicie różne wizje wdzięczności i sprawiedliwości, które jednak nie są niemożliwe do uzgodnienia – u ich podstaw leży wspólne przekonanie, że szkoła jest budowana przez społeczność dzięki pieniądzom (podatkom) i zaangażowaniu.

Polaryzacja polityczna wydaje się wyzwaniem co najmniej tak poważnym, jak integracja społeczna. W niedawnym badaniu organizacji More in Common Polska, która za cel stawia sobie szukanie wspólnych spraw w podzielonych społeczeństwach, 82% badanych oceniło polskie społeczeństwo jako podzielone (Podziały, nadzieje, wyzwania, 2024). Zapytani o źródła tych różnic, badani wskazywali najczęściej na klasę polityczną (71%), o wiele rzadziej na różnice światopoglądowe (25%). Mniejszość społeczeństwa, zaledwie jedna czwarta, sądzi, że źródłem polaryzacji i fragmentaryzacji społecznej są różnice światopoglądów. Oznaczałoby to, że głębokie różnice w wartościach, czy odmienne tożsamości grupowe – na przykład wyznawanie różnych religii – nie muszą być źródłem podziałów i konfliktów. Stają się nimi dopiero, kiedy nadany im zostanie wymiar polityczny – na przykład politycy określonej partii zaczną piętnować daną grupę jako uprzywilejowaną lub wrogą. Pole do częściowego konsensu w kwestiach politycznych może być zatem o wiele szersze, gdy nie koncentrujemy się na rywalizacji między partiami i partyjnymi liderami.

Konflikt międzypokoleniowy wydaje się szczególnie trudny do rozwiązania w społeczeństwach takich jak polskie, w których rośnie udział osób starszych, młodsze pokolenia są mniej liczne, a fundamentalne kwestie światopoglądowe, jak na przykład legalność przerywania ciąży, wyraźnie odróżniają od siebie osoby młodsze i starsze  4  4  Na przykład w badaniu CBOS z kwietnia 2023 odsetek osób, które opowiadały się za liberalizacją prawa aborcyjnego w grupie 18–24 lata wynosił 64%, w grupie 65+ 45%, natomiast między kobietami a mężczyznami była różnica jednego punktu procentowego (Bożewicz, 2023). ↩︎. Jednocześnie jednak w dyskursie publicznym nawet bardziej konserwatywni wyborcy i wyborczynie stopniowo przekonują się do dopuszczalności bezwarunkowej aborcji do końca pierwszego trymestru ciąży, co sugeruje, że nawet w tak polaryzującej kwestii możliwy jest częściowy konsens. W sprawach tak fundamentalnych jak posiadanie dzieci, gdy wiele osób o diametralnie różnych poglądach może odwołać się do swoich doświadczeń, tolerancja dla wyborów podejmowanych niekiedy w bardzo trudnych okolicznościach okazuje się przekraczać bariery ideologiczne.

Pluralizm polityczny nie oferuje recepty na rozwiązanie konfliktów społecznych, ale jest czymś więcej niż tylko modus vivendi. Jest nie tylko drogą do koegzystencji, tolerowania się nawzajem, ale stawia sobie za cel zbudowanie podstaw współpracy w złożonych i zróżnicowanych społeczeństwach. Nie obiecuje, że uda nam się wspólnie, pomimo różnic i za cenę ich wyparcia, zbudować wieżę Babel. Raczej namawia, żebyśmy zajęli się ważniejszymi sprawami.

Granice konsensu

Kategoria częściowego konsensu jako narzędzia realizacji ideału pluralizmu politycznego ma jednak pewnie ograniczenia, których być może nie jest w stanie przezwyciężyć, nie zawieszając do pewnego stopnia swoich własnych założeń. Co zrobić w pluralistycznym społeczeństwie konsensu z grupami i tożsamościami, które programowo i z definicji odrzucają jakikolwiek kompromis? Zbudowanie wspólnych instytucji społecznych z osobami, które uważają inne tożsamości za przeciwne naturze lub boskiej woli, wydaje się niemożliwe, a jednocześnie wykluczenie tych osób ze wspólnych instytucji jest sprzeczne z samą definicją pluralizmu. Jak zapewnić zatem koegzystencję z tymi, którzy nie chcą koegzystować?

Częstą odpowiedzią na ten dylemat jest uznanie i pokazanie negujących konsens jako nieracjonalnych lub źle poinformowanych. Zakłada się, że jeśli tylko poznają lepiej osoby, którym odmawiają prawa do ich tożsamości, wiary czy światopoglądu, to zrewidują swój punkt widzenia. W wielu przypadkach istotnie tak się dzieje – znane są liczne przykłady porzucania ksenofobii czy homofobii wskutek osobistych kontaktów z osobami, które wcześniej darzone były niechęcią. Cóż jednak zrobić z tymi, którzy faktycznie odrzucają konsens programowo, a nie tylko projektują na innych (najczęściej obcych) swoje obawy, mające zupełnie inne źródło (np. lęk przed utratą pracy rozszerza się na lęk przed imigracją)? Czy przeciwnikom i przeciwniczkom konsensu powinno się pozwolić na funkcjonowanie w społeczeństwie, czy też trzeba ich wbrew zasadom pluralizmu wykluczyć? To w gruncie rzeczy stare pytanie o to, czy powinno się pozostawiać wolność wrogom wolności.

Prawdziwie pluralistyczna odpowiedź brzmi zapewne „tak”. Podważających konsens powinno się izolować wtedy, gdy usiłują to robić za pomocą przemocy. Jeśli natomiast starają się przekonać do odrzucenia konsensu w ramach debaty publicznej, należy im na to pozwolić. Nie oznacza to jednak, że trzeba uznać ich stanowisko jako po prostu jedno z wielu. Pluralizm nie wyklucza piętnowania wrogów konsensu. Nie jest jednak pewne, czy w dobie baniek informacyjnych i życia w coraz bardziej równoległych rzeczywistościach okaże się to wystarczające, by ocalić pluralistyczne społeczeństwa przed przemocą i konfliktami.

Być może jest to możliwe tylko wówczas, gdy pluralizmowi towarzyszy określona infrastruktura instytucjonalna – wystarczająco wiele miejsc, w których ludzie o różnych tożsamościach i światopoglądach mogą się spotykać, pozostawiając programowych wrogów konsensu samym sobie.

Bibliografia

Berlin, Isaiah, Pod prąd: eseje z historii idei, red. Henry Hardy, przeł. Tomasz Bieroń, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2002.

Bożewicz, Marta, Stosunek Polaków do aborcji, CBOS, Warszawa 2023, https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2023/K_047_23.PDF [dostęp 8.08.2025].

Podziały, nadzieje, wyzwania. Polska rok po 15 października, More in Common 2024, https://www.moreincommon.pl/nasze-projekty/podzialy-nadzieje-i-wyzwania-polska-rok-po-15-pazdziernika [dostęp 8.08.2025].

Oakeshott, Michael, Wieża Babel i inne eseje, wybrał i wstępem opatrzył Paweł Śpiewak, przeł. Adam Lipszyc, Łukasz Sommer i Michał Szczubiałka, Fundacja Aletheia, Warszawa 1999.

Rawls, John, Liberalizm polityczny, przeł. Adam Romaniuk, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2002.

Tędziagolska, Magdalena; Walczak, Bartłomiej; Wielecki Kamil M., Uczniowie i uczennice z Ukrainy w polskich szkołach – rok szkolny 2023/2024. Raport z badania, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Warszawa 2024, https://ceo.org.pl/wp-content/uploads/2024/10/Ukrainscy-uczniowie-w-polskiej-szkole_raport-CEO_UNICEF_PL.pdf [dostęp 8.08.2025].