ARTYKUŁ: Kamienie, z których zbudowano nasze domy, przeistoczyły się w gwiezdny pył

Speaking Stones / Cornerstone
Trzy lata przed śmiercią, 3 lipca 2000 roku, Edward Said, znany palestyński pisarz i profesor akademicki wykładający literaturę angielską i porównawczą na Uniwersytecie Columbia pojechał do Libanu ze swoim synem 1 1 Nagranie wywiadu z Saidem: https://www.youtube.com/watch?v=7g1ooTNkMQ4&ab_channel=ChristopherSykes ↩︎. Był to jego kraj dzieciństwa, w którym rodzina Saida miała dom i prowadziła firmę, ale straciła to wszystko, decydując się na ucieczkę do Stanów Zjednoczonych. Gdy stał w pobliżu Niebieskiej Linii demarkacyjnej wyznaczonej na granicy libańsko-izraelskiej i rzucał kamieniem w stronę granicznego muru w geście solidarności z narodem libańskim, nękanym inwazją izraelską i nieustannymi bombardowaniami przez wcześniejsze 15 lat (1985-2000), zdjęcie zrobił mu fotograf Agencji France-Presse. Rzucanie kamieniami ma historyczne i kulturowe znaczenie dla ludzi pochodzących z tego regionu, w którym proce stanowiły w dawnych czasach podstawową broń pasterzy wypasających owce. Symbolika rzucania kamieniami jest powiązana z nawiązującą do mitu o Dawidzie i Goliacie ideą przeciwstawiania się słabszych silniejszym. Zwyczaj rzucania kamieniami praktykowany od wieków stanowi fundament tożsamości palestyńskiej i historii tego kraju. Nie dziwi zatem, że po tym symbolicznym geście Said nazywany jest „profesorem terroru”. Ten przydomek nadał mu nowojorski magazyn wydawany w latach 80. ub. wieku przez Jewish Defense League 2 2 Ta sama organizacja zorganizowała w Nowym Jorku w 1969 roku wielkie demonstracje i ataki na przedstawicieli ZSRR w celu zwrócenia uwagi na dyskryminację milionów Żydów w ZSRR. Zob. https://www.wrmea.org/1999-july-august/jewish-defense-league-unleashes-campaign-of-violence-in-america.html ↩︎ (JDL), skrajnie prawicową organizację działającą na rzecz obrony Żydów. Po symbolicznym geście Saida wiele uczelni zakazało czytania jego prac. W 2001 roku austriackie Towarzystwo Freuda odwołało zaplanowany wykład profesora, a w Stanach Zjednoczonych Said spotkał się z kampanią mowy nienawiści, prowadzoną na ogromną skalę przez lokalne media.
Poproszony o wyjaśnienie swojego symbolicznego gestu Said mówił: „Nie mamy jak się bronić. Rzucanie kamieniami musi nam wystarczyć. Nie możemy wysłać w niebo samolotu M-16, aby zabił wszystkich mieszkańców. Mamy tylko kamienie. Pocisk zabija na miejscu. Kamień nie ma takiej mocy, ale przynajmniej niesie pewne przesłanie” 3 3 David M. Halbfinger, Adam Rasgon, “Life Under Occupation:The Misery at the Heart of the Conflict” . [pol. Życie pod okupacją. Nieszczęście leżące u sedna konfliktu] New York Times, 22 maja 2021. ↩︎.
Rzucanie kamieniami w kontekście dysproporcji sił utrzymuje fundamentalną rolę asymetrii władzy. Istnieje słynny cytat Króla Salomona z Księgi Eklezjasty mówiący o czasie rzucania kamieniami i czasie ich zbierania. Pomimo wielu późniejszych interpretacji tych słów, proces rzucania kamieni wiążę się m.in. z chęcią skalania ziemi i uczynieniem jej niezdatnej do upraw. Każdy, kto był w Ziemi Świętej wie, jak trudna w uprawie jest tamtejsza gleba właśnie z powodu mnogości kamieni. Dlatego też kamienie są mocno powiązane z życiem jako takim, jak również z innymi archaicznymi symbolami, takimi jak woda, słońce, czy gleba.
Rok 1987 został obwołany przez UNESCO Rokiem Marca Chagalla. Po wyjeździe z rodzinnego Witebska w 1922 roku (miasta leżącego na północnej Białorusi, będącej niegdyś częścią Imperium Rosyjskiego) nigdy do niego nie wrócił (mieszkał w Nowym Jorku i Paryżu), nawet, gdy był już sławny. W dniu śmierci Chagalla w 1985 roku w najważniejszej gazecie radzieckiej Prawda opublikowano o nim jedynie krótki artykuł. Późne lata 80. ub. wieku były w ZSRR często postrzegane i nazywane okresem odwilży („оттепель”), w którym wielu ludzi kultury (artystów, pisarzy i muzyków) powróciło do łask władzy i zaczęło się ponownie pojawiać w dyskursie publicznym. Jednak nie dotyczyło to Chagalla. Mimo to, w czerwcu 1973 roku otwarto pierwszą wystawę tego artysty w Galerii Tretiakowskiej pod auspicjami Radzieckiego Ministerstwa Kultury. Po raz pierwszy od 50 lat Chagall powrócił do ojczyzny. Ale nie do Witebska. Radzieckie przepisy dotyczące bezpieczeństwa wewnętrznego zakazywały osobom posiadającym „zachodni paszport” odwiedzania tzw. prowincjonalnych miast i mogły one przebywać jedynie w tych większych (przede wszystkim w Moskwie i Leningradzie).
Co ciekawe, pomimo przekonania o posiadaniu przez Chagalla „zachodniego paszportu” przez wiele lat był on bezpaństwowcem, podobnie jak niezliczone osoby, które wyjechały z Imperium Rosyjskiego po Rewolucji Październikowej w 1917 roku. Artysta otrzymał obywatelstwo francuskie dopiero po 15 latach mieszkania w Paryżu (1922–1937), podczas których posługiwał się tzw. paszportem nansenowskim.
W przemówieniu wygłoszonym z okazji wernisażu wystawy, Chagall powiedział: „Jestem niezwykle wdzięczny za zaproszenie mnie tutaj po 50 latach rozłąki. Nie widzicie moich łez, choć mieszkałem daleko od mojej Ojczyzny i Matczyzny moich przodków… Jak wykorzenione drzewo zdawałem się lewitować w powietrzu… Możecie mówić o mnie, co chcecie – mogę być wielkim artystą lub małym artystą, ale na zawsze pozostałem wiernym synem moich rodziców z Witebska…” 4 4 http://m-chagall.ru/library/rodina-mark-shagal-v-vitebske20.html ↩︎.
W Witebsku nazwisko Chagalla rzadko było wypowiadane na głos w 1973 roku. Z kolei w 1985 roku, po śmierci artysty, przedstawiciele białoruskiego środowiska literatów Aleś Adamowicz i Wasil Bykau wraz z lokalnymi witebskimi intelektualistami zainicjowali kampanię przywrócenia nazwiska i dziedzictwa Chagalla do Witebska. Podczas wizyty w tym mieście radziecki poeta Andriej Wozniesienski powiedział w wywiadzie, że miasto potrzebuje muzeum Marca Chagalla. Nikt nie był jednak w stanie przewidzieć, że te słowa wywołają sporą kampanię mowy nienawiści przeciwko zmarłemu artyście. W 1986 roku w wielu gazetach i periodykach opublikowano artykuły dowodzące braku możliwości stworzenia Muzeum Chagalla w Witebsku, przy czym część z przytaczanych argumentów przeciwko temu pomysłowi miała charakter wyraźnie antysemicki, jak ten zacytowany poniżej:
„Witebsk opanowała Chagallomania… Nie wystarczy już mówić, że Chagall mieszkał w Witebsku, ważniejsze staje się to, co tam robił! Tymczasem prawdą jest, że UNOVIS, który stworzył i którym kierował miał jedynie negatywny wydźwięk… Instytut udzielał schronienia i hojnie karmił dezerterów, spekulantów i inne szemrane postacie (w większości Żydów)… Drogowskazy moralności były przezeń kompletnie ignorowane” 5 5 V. Begun “The Stolen Lantern of Glasnost” [pol. Skradziona latarnia Głasnosti] http://m-chagall.ru/library/rodina-mark-shagal-v-vitebske20.html ↩︎.
Wśród nieprzejednanych przeciwników Chagalla znalazła się jednak jedna z najważniejszych postaci w powojennej historii sztuki białoruskiej, uznany artysta tworzący w duchu socrealizmu Michaił Sawicki, były więzień obozów koncentracyjnych w Dachau i Buchenwaldzie. W 1987 roku pisał: „Chagall jest formalistą, nie jest wielkim artystą, a jedynie bogatym Żydem, który uciekł za granicę w czasie, gdy jego ojczyzna przechodziła trudny czas” 6 6 Cytowany przez https://moc.media/ru/oneofus_04/ ↩︎.
W listopadzie 2023 roku jeden z najsłynniejszych obrazów Chagalla „Ponad miastem” (1914-1918), na którym sportretował siebie wraz z żoną, Bellą Chagall-Rozenfeld, lecących nad dachami Witebska, został wystawiony na aukcji w Sotheby’s z ceną wywoławczą 12-18 mln dolarów. Białoruś nadal nie posiada żadnych obrazów Chagalla. Główny inicjator powrotu dzieł Chagalla i innych członków tzw. „Grupy paryskiej” do Białorusi, Wiktar Babaryka, były kandydat na prezydenta w wyborach w 2020 roku, przebywa obecnie w więzieniu, gdzie odbywa wyrok 14 lat pozbawienia wolności.
W 2022 roku na wystawie Documenta 15 w Kassel hołd palestyńskiego artysty Mohammada Al Hawajriego „Ponad miastem”, został zaprezentowany pośród innych dzieł, które wywołały szereg dyskusji w Niemczech pod ogólnym terminem „antysemityzm”.
Na obrazie Al Hawajriego para kochanków leci nad Gazą podzieloną wielkim murem. W wywiadzie pt. „Sztuka jako reakcja, nie ucieczka” artysta powiedział: „W Gazie nie istnieje życie artystyczne. Nie ma teatru, kina, galerii, muzeów, żadnych instytucji sztuki, a sama sztuka nie otrzymuje żadnego rządowego wsparcia. Są jednak pewne priorytety w Gazie, jak sądzę. Najważniejszym z nich jest zapewnienie ludziom przyzwoitego życia. Mimo to, mieszkańcom Gazy nie jest ono dane. Mamy zakaz podróżowania. Od ponad 15 lat żyjemy w stanie oblężenia, przez co straciliśmy wiele możliwości i staliśmy się słabi pod bardzo wieloma względami” 7 7 Art as Response, Not Escape: A Conversation With Palestinian Artist Mohammed al-Hawajri in Gaza [pol. Sztuka jako reakcja, nie ucieczka. Rozmowa z palestyńskim artystą Mohammede al-Hawajri w Gazie w kwietniu 2021 r. [w:] Democracy in Exilehttps://dawnmena.org/art-as-response-not-escape-a-conversation-with-palestinian-artist-mohammed-al-hawajri-in-gaza/ ↩︎.
Kamienie ze starożytnej ziemi, które przez wieki były wykorzystywane do budowy domów stały się budulcem muru, granic, więzień i posłużyły do odcięcia ziemi od ludzi, którzy do niej przynależą i do których ta ziemia należała. Proces tworzenia się przynależności jest bardziej wielowymiarowy i złożony niż proces nadawania obywatelstwa i nie da się go sprowadzić do propagandowych klisz takich jak „nigdy nie istniało państwo…”, czy „zniszczenie zalążka terroryzmu”. Kamień węgielny przemienił się w kamień do rzucania, stanowiąc ostatnie ciche i dosadne potwierdzenie tego, że jeszcze żyjesz.
Silent Stones / Headstones
Miałam kiedyś ogromne szczęście poznać Ebru Nihan Celkan, dramaturżkę ze Stambułu i przeczytać tekst, który napisała w 2021 roku, kiedy uciekła z Turcji z przyczyn politycznych i następnie osiedliła się w Berlinie. Jak sądzę, każdy kto przeżył zimę w Berlinie podczas pandemii Covid ma podobne wspomnienia. Szarość, mróz, narkotyki dożylne w linii metra U8, dojmująca samotność i nieprzebrany smutek. To były trudne warunki nawet dla dobrze sytuowanych i cieszących się społeczną ochroną „Google guru” czy „dzieci bogaczy”. Lecz dla nowoprzybyłych do miasta migrantów to był koszmar, jakby ziemia usunęła się spod ich stóp i rozpaczliwie szukali nowego oparcia. Mogli mieć wrażenie, że biegną niczym we śnie, kiedy to chcesz biec i próbujesz to robić, ale nawet jeżeli puszczasz się w ruch, to nic nie czujesz, żadnego oparcia w podłożu.
W swoim eseju 8 8 Celkan, Ebru Nihan, Das Herz Berlins. https://www.boell.de/de/2021/09/10/das-herz-berlins?dimension1=ds_anwerbe60, dostęp 31 października 2024. ↩︎Ebru opisała dzień, w którym po wielu razach kiedy tylko mijała cmentarz Alawitów w Berlinie postanowiła wejść na jego teren. Cmentarz leży pomiędzy dzielnicami Neukölln i Kreuzberg, w których mieszkają największe społeczności narodowości innych niż niemiecka. Kilka pokoleń ludzi uciekło z jednego skrawka ziemi w latach 60., 70. i 80. ubiegłego wieku, aby po latach znaleźć miejsce spoczynku na innym skrawku ziemi w innym kraju. Podczas wizyty na cmentarzu Ebru spotkała rodzinę Alawitów, która przyszła tam z dziećmi na ostatnie pożegnanie. Ebru dołączyła do nich i została poczęstowana pączkiem lokma i ajranem. Możliwość towarzyszenia komuś w jego stracie i smutku pozwoliło jej spotkać się ze swoimi emocjami.
„Czas”, powiedziała jedna z kobiet, „z czasem wszystko będzie dobrze”.
„Korzenie”, powiedział mężczyzna, „gdy korzenie się obudzą, pojawią się nowe pędy”.
Ebru nigdy nie czuła silnego związku ze swoimi alawickimi korzeniami, więc zaskoczyło ją, że to tam, podczas spotkania z obcymi ludźmi na alawickim cmentarzu, rozpoczął się proces gojenia jej własnej traumy i bólu wygnania. Stało się to w miejscu, w którym ludzie od zawsze stygmatyzowani jako „obcy”, „migranci” czy „gastarbeiterzy” wreszcie znaleźli spokój i miejsce przynależności w obcym kraju.
Według Michela Foucaulta cmentarz jest rodzajem „miejsca trzeciego”, które przerywa zwykły bieg rzeczy, w którym obowiązuje inny czas i inna struktura miejsca, oraz które można określić mianem liminalnego. Jest to przestrzeń przejścia, przestrzeń wygnania i ostatnie miejsce zamieszkania.
Mój bliski przyjaciel Emrah Gökdemir także jest Alawitą. Urodził się w Antakii, mieście leżącym w pięknym starożytnym regionie Antiochii, które uległo całkowitemu zniszczeniu w wyniku trzęsienia ziemi w 2023 roku (było to ósme trzęsienie ziemi, które dotknęło to miasto). Przygotowując się wspólnie do wystawy obejrzeliśmy jego najnowszą pracę pt. „Co mówią ptaki?”, wzruszającą i smutną opowieść o syryjskim uchodźcy, który przybywa do Antakii po wojnie z lat 2011-2012. Portretował ptaszki, opatrując prace cytatami z Koranu i oferując je przechodniom w miejscach publicznych w zamian za jedzenie lub drobne. Kiedy Emrah po raz pierwszy zobaczył obrazek ptaka, zaczął poszukiwać innych egzemplarzy, w nadziei, że doprowadzi go to do ich autora. Pytał o niego ludzi, którzy pozwolili artyście zrobić rysunek na murze, o to, jak wyglądał ten człowiek, ale każdy opisywał go inaczej. Niektórzy mówili, że jest żebrakiem, inni zapamiętali go jako starego człowieka, inni z kolei jako migranta, Alawitę. Emrah zebrał ponad 600 zdjęć miejsc, w których portretowano ptaszki, ale nie udało mu się trafić na ich twórcę. Kiedy doszło do trzęsienia ziemi w 2023 roku miasto zostało zniszczone w 90%. W wyniku kataklizmu tysiące ludzi zginęło lub zostało uznanych za zaginionych.
Zapytałam Emraha, dlaczego niektóre osoby występujące w jego filmie sprawiają wrażenie nieprzyjaznych lub są wręcz poirytowane, gdy mają opisać tego naiwnego i szczerego człowieka, który o nic nie prosił, ale oferował uczciwą i dość archaiczną formę wymiany – sztukę za kawałek chleba. Odpowiedź przyjaciela mnie zaskoczyła. Powiedział, że większość ludzi zamieszkujących Antakię to Alawici, nawet prezydent Syrii Baszar al-Asad, a Alawici stanowią mniejszość narodową w tym kraju. Dlatego wielu ludzi w Antakii jest dumnych z posiadania alawickiego przedstawiciela na najwyższym stanowisku rządowym. Dlatego też trudno im było zrozumieć, dlaczego ktoś chciałby uciekać z tego kraju.
Podobne pytania zadawano często i mnie.
– Dlaczego wyjechałaś z Białorusi, w miastach jest u Was tak czysto?
– Nie widziałeś naszych więzień.
Kiedy przyjechałam do Niemiec pod koniec listopada 2020 roku często chodziłam na spacery na różne „Friedhof” (cmentarze), które były jedynymi otwartymi i dostępnymi miejscami publicznymi, w jakich można było wtedy przebywać. Na Białorusi zostawiłam dziadka, najważniejszą i najbardziej kochaną przeze mnie osobę, a moją największą obawą i powodem ogromnego smutku było to, że mogę nigdy nie wrócić do Mińska, aby odwiedzić jego grób. To był koszmar wielu Białorusinów, którzy opuścili kraj i nie mogli do niego wrócić. Ich rodzice i bliscy umierali, a oni nie mogli się z nimi pożegnać. Musieli mierzyć się z podwójnym smutkiem – powodowanym pustką wywołaną stratą i pustką z powodu braku miejsca, w którym mogliby przeżywać rozpacz i żałobę.
Od 2020 roku dzielę swój czas między Niemcami a Polską i o ile już coraz bardziej czuję się w Warszawie czy na Podlasiu jak w domu, to nadal nie czuję się wystarczająco zakorzeniona, aby „wypuścić nowe pędy”. Spacerując po „Russische Friedhof” czy „Russische Kirche” w Lipsku raz po raz spotykam się z niezmienioną imperialistyczną unifikacją wszystkich osób wyznania prawosławnego jako Rosjan. Jedyna cerkiew prawosławna w Lipsku została zbudowana w 1913 roku po wspólnym zwycięstwie wojsk niemieckich i rosyjskich nad Napoleonem w 1813 roku. W środku cerkwi jest mnóstwo tablic pamiątkowych z nazwami wszystkich oddziałów biorących udział w walkach, a wśród nich oddziały z Wilna i Smoleńska. Nie trzeba być historykiem, by wiedzieć, że Wilno i Smoleńsk były miastami etnicznie białoruskimi. Mimo to, jest to w pewnym sensie „Russische Kirche” i rosyjskie zwycięstwo. Kiedy jestem w Warszawie chodzę na liturgię do Katedry Św. Marii Magdaleny, głównej cerkwi prawosławnej w stolicy. Wszyscy modlimy się tam za Ukrainę, ale nigdy za Białoruś.
Jedną z największych fal migracyjnych XX wieku były migracje Białorusinów, Ukraińców i Polaków do Stanów Zjednoczonych i Kanady. Większość z nich posiadała polskie dokumenty, bo najbliższa droga na Zachód wiodła przez Polskę. I większość z nich nie tylko zmieniła swoje imiona i nazwiska, aby brzmiały bardziej „zachodnio”. Zostali oni również zarejestrowani za granicą jako Polacy ze względu na wyznanie katolickie.
To właśnie w ten sposób można zostać przyjętym przez inne państwo – jeżeli mamy szansę na zdobycie jednego z atrybutów o największej sile sprawczej, tj. religii i obywatelstwa. To tak działa mechanizm interpelacji, o którym pisał Louis Althusser. Kiedy ktoś nie przedstawia się samodzielnie, tylko przedstawia go ktoś inny, zazwyczaj podaje jakiś opis tej osoby np. migrant, Arab, ekstremista lub dowolny inny. Mechanizm interpelacji polega na potrzebie zareagowania na to, do wypowiedzenia się, gdy ktoś odzywa się z pozycji siły. To tworzy wspomnienie towarzyszące „nadanemu imieniu”.
Gdy Edward Said mieszkał już w Stanach Zjednoczonych i nadszedł czas na wymianę paszportu, udał się do urzędu miasta, wypełnił wymagane dokumenty, a we wniosku wpisał jako miejsce urodzenia: Jerozolima, Palestyna. Po kilku tygodniach kiedy Said wrócił do urzędu, aby odebrać nowy paszport zobaczył, że wpisano mu miejsce urodzenia jako: Jerozolima, Izrael. Poprosił więc o korektę wpisu, ale urzędnicy odmówili, twierdząc, że nie ma takiego państwa jak Palestyna. Kiedy się urodziłem, odparł na to Said, nie było takiego państwa jak Izrael. (Edward Said urodził się w Jerozolimie, gdzie niemal 5 pokoleń jego rodziny mieszkało przed 1935 rokiem, gdy miasto znajdowało się pod mandatem brytyjskim (1920-1948). W końcu profesorowi udało się uzyskać paszport amerykański, w którym w rubryce “miejsce urodzenia” widniała sama Jerozolima, bez nazwy kraju 9 9 EDWARD SAID and Palestine (1988) Po angielsku z opcjonalnymi napisami po arabsku lub angielskuhttps://www.youtube.com/watch?v=7g1ooTNkMQ4&ab_channel=ChristopherSykes, dostęp 31 października 2024. ↩︎
Wygnanie wiąże się z migracją, ale nie ogranicza się jedynie do „miejsca zamieszkania”. To o wiele bardziej złożony proces bycia „w środku i na zewnątrz”, który przywołuje na myśl powiedzenie Novalisa, że filozofia to w zasadzie tęsknota za domem i chęć powrotu w domu, gdziekolwiek się znajdujemy.
W swoich esejach na temat wygnania 10 10 Edward Said, Reflections on Exile and other Essays [pol.Przemyślenia na temat wygnania i inne eseje] Granta Books 2000. ↩︎Edward Said krytycznie wypowiadał się o postrzeganiu wygnania jako „narcystycznego masochizmu”, które w pewien sposób fetyszyzuje pojęcie wygnania i czyni je towarem. Zamiast tego, jak proponuje Said, warto byłoby spojrzeć na to pojęcie sumiennie (a nie pobłażliwie) w kontekście podmiotowości. Wygnanie mogłoby być pewną formą muzycznego kontrapunktu, umiejętności jednoczesnego utrzymania trzech lub więcej różnych głosów. Pojęcie wygnania wykracza poza binarną definicję zamiany lub utraty domu. Nie chodzi w nim o miejsce, lecz o dynamikę procesu „poszukiwania” sposobów na przetrwanie zmiany, braku stabilizacji i straty i znalezienia w sobie otwartości na dalsze życie. Można przeżywać proces wygnania także mieszkając we własnym kraju.
Ruined Stones / Stonewalling
W 1997 roku białoruski filozof Walancin Akudowicz opublikował tekst z okazji 50. urodzin poety Alesia Razanaua (1947–2021) zatytułowany Біце нашы вітрыны, Паэт! [Wybij nasze okna, Poeto!]. Aby zrozumieć rewolucyjny przekaz tego pozdrowienia trzeba uwzględnić społeczny i polityczny kontekst tego okresu. W 1994 roku Łukaszenka wygrał wybory prezydenckie i rozpoczął przemianę systemu władzy obowiązującego dotąd na Białorusi w dyktaturę. Dwa lata później odbyły się ogromne protesty w całym kraju, a w szczególności w Mińsku, przeciwko tzw. Referendum, które Łukaszenka wykorzystał do zmiany Konstytucji, dodając do niej artykuły nadające mu jako prezydentowi nieograniczone prawa, a także ustanawiające rosyjski jako język urzędowy, poza białoruskim i nadając bieg mającemu nastąpić procesowi integracji z Rosją. Te działania wywołały falę protestów obywatelskich. Sposób radzenia sobie z manifestacjami był jednak z góry ustalony – protestujący byli bici, torturowani i więzieni, a przedstawiciele opozycji mordowani. Wszelkie instytucje i media, które prezentowały odmienne poglądy były zamykane.
W owym czasie kultura białoruska zaczęła działać w podziemiu – książki w języku białoruskim były wydawane własnym sumptem, a przedstawienia „Wolnego Teatru” były prezentowane w ukryciu w garażach i na niezależnych scenach w całym Mińsku. Był to również czas wielkich poetów, jakkolwiek by definiować wielkość. W przypadku Alesia Razanaua, chodziło o wielkość, która niespodziewanie pojawiła się w białoruskiej literaturze niejako „z nieba”. W swojej twórczości poruszał on klasyczne „воля-доля” (wolność-dola) i metafizyczne tematy. Był nietypowym poetą, nie pisał sonetów, ale tworzył własne formy poetyckie „słów w świecie” nazywając je Kwantemami (квантэмы) i Wierszami ze zdań (вершасказы).
Jak pisał Walancin Akudowicz, metafizyka poezji Alesia Razanaua nie miała ducha kantowskiego gwiaździstego nieba ani nie poruszała wątków trascendentalnych, ale była pełna „metafizyki gliny, kamieni, ziarna i czystego słowa”.
„… ўся ягоная метафізіка скінутая ў анталогію, дакладней – у анталагічнае быццё беларускага слова. Гэта не метафізіка зорнага неба, астральных целаў, трансцэндэнцыі ўвогуле, а метафізіка гліны, каменя, зерня і самога слова” 11 11 Walancin Akudowicz, Smash our windows, Poet // Through oneself to the Universe. A book about Ales Razanau, [pol. Wybij nasze okna, Poeto. Przez siebie do Wszechświata. Książka o Alesie Razanau], Technalogia, Mińsk 2024 ↩︎.
Aleś Razanau był „przyjacielem wśród wrogów” i jego życie można by opisać jako pewną formę wygnania, ponieważ jego sposób myślenia był daleki od tego, jaki przeważał nawet w tych bardziej progresywnych poetyckich i politycznych kręgach. Zawsze działał więcej i odważniej niż inni, wykraczał poza swoje czasy, żyjąc „dniem dzisiejszym, który przeradza się w to, co nastąpi później” (jak kiedyś sam to ujął). W 1969 roku podczas studiów filologicznych na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym z jego inicjatywy, wraz z innymi studentami wysłano list do Piotra Maszerowa (uznawanego za najłagodniejszego i najbardziej progresywnego przywódcę Białorusi) z żądaniem ponownego prowadzenia zajęć w języku białoruskim. Maszerow odmówił spełnienia żądania, a Aleś Razanau został wydalony z uczelni.
Razanau znał kilka wschodnioeuropejskich języków i przekładał wiersze i inne teksty z macedońskiego, słoweńskiego, serbochorwackiego, czeskiego, bułgarskiego i innych języków, a także nauczył się niemieckiego i litewskiego. Był niezwykle rzadkim przykładem autora w historii literatury białoruskiej, który tworzył w języku innym niż rodzimy. Aleś Razanau opublikował szereg dzieł po niemiecku. W latach 2000–2010 mieszkał głównie w Niemczech i Austrii, ale powracał do Białorusi na krótkie pobyty. Na stałe wrócił do ojczyzny z 2011 roku. Poeta zmarł w 2021 roku i został pochowany w Mińsku.
Kiedy pojawia się temat wygnania, zawsze przychodzą mi na myśl kamienie i poezja. Stan aktywnego słuchania przerywany rzadkimi chwilami precyzyjnych słów. Kontrapunkt w sztuce balansowania kamieniami, który przywraca ciszę.
Kiedy tuż przed trzydziestką musiałam nauczyć się w ciągu dwóch lat niemieckiego, aby zdać egzamin, który pozwoliłby mi pozostać w Niemczech, ledwo posługiwałam się jakimkolwiek językiem. Miotałam się pomiędzy „kolonialnym” rosyjskim, słabą znajomością białoruskiego, fragmentarycznym polskim, pozwalającym mi na przetrwanie w tym kraju i angielskim, którym posługiwałam się w celach zawodowych i próbowałam zorientować się w zasadach logicznych tych różnych języków i społeczeństw. Nawet jeżeli ta logika doprowadziła mnie do profetycznego zakończenia „Traktatu logiczno-filozoficznego” Wittgensteina.
Ta nowa rzeczywistość językowa mogłaby być jedynym kamieniem, o który się stale potykamy, co rusz wyruszając w drogę nową ścieżką. A cisza stała się intymną więzią, która łączy mnie z moim krajem.
Chciałabym umieć wyrazić się lepiej.
DO KOŃCA
W lewą rękę wciskają mi porażkę, ale udało mi się chwycić zwycięstwo prawą.
Potem w prawą dostałem od nich radość, ale lewa sięgnęła po smutek…
Pytają, kim jestem – i chcą mnie powstrzymać.
Nic nie mówię i trwam dalej.
Ze skupieniem duszy, szukam cienkiej nitki znaczenia, której muszę trzymać się do końca.
Aleś Razanau
ДАРЭШТЫ
У лeвyю pyкy мнe дaюць пapaзy, aлe ў пpaвyю я пacпявaю ўзяць пepaмoгy.
Taды ў пpaвyю pyкy мнe дaюць paдacць, aлe я пpaцягвaю лeвyю pyкy i бяpy cкpyxy… У мянe пытaюццa: xтo ты? – i xoчyць cпынiць.
Я нe aдкaзвaю i нe cпыняюcя.
3acяpoджaнaю дyшoю я нaмaцвaю дpoгкyю лiнiю cэнcy, пa якoй мyшy icцi дapэшты.
Алесь Разанаў